Ustrój stolicy reguluje ustawa warszawska – akt prawny dotyczący wyłącznie jednego miasta. Na jego mocy Warszawą rządzi prezydent wybierany w powszechnych wyborach. Do współpracy dopiera sobie zastępców (Hanna Gronkiewicz-Waltz ma ich czterech). Wszyscy tworzą zarząd miasta, którego poczynania kontroluje i musi akceptować Rada Warszawy, czyli 60 radnych.
Równolegle działają rady dzielnic. Łącznie w 18 dzielnicach jest 426 radnych. Ich władza jest niewielka, najpoważniejszą kompetencją jest wybór burmistrza. Dzielnice nie mają osobowości prawnej, są tylko jednostkami pomocniczymi. - Przy obecnym kształcie ustroju miasto nie może się rozwijać – zagaił prowadzący dyskusję Jan Mencwel z Miasto Jest Nasze.
Glusman: więcej władzy w dzielnicach
Według Justyny Glusman ze stowarzyszenia Ochocianie Sąsiedzi obecny system jest niedemokratyczny, bo mieszkańcy nie wiedzą, kto za co odpowiada, co z kolei przekłada się na brak zaangażowania. Dlatego należy wzmocnić rolę dzielnic czyniąc je gminami z własnym budżetem.
- Ludzie mają większą tożsamość z dzielnicą niż miastem, interesują się swoim najbliższym otoczeniem. Wspierajmy mieszkańców, żeby mogli oddziaływać na władze. Należy jasno określić kompetencje miasta i oddzielić je od kompetencji dzielnic. Rada Warszawy jest zalana tysiącami spraw, a nie zajmuje się kwestiami strategicznymi, kierunkami rozwoju. Kwestie lokalne powinny być w dzielnicach, a ich władze odpowiedzialne przed mieszkańcami – stwierdziła.
I dodała, że kontrola zarządu miasta nad burmistrzami zawodzi, czego dowodem nieprawidłowości przy sprzedaży lokali komunalnych, które nagłośniono w ostatnim czasie na Ochocie i w Śródmieściu. – Wszystkie nieprawidłowe transakcje przeszły przez osoby z zarządu miasta, żadna transakcja nie została zakwestionowana – zauważyła.
Grabiec: ostrożnie ze zmianami
O źródłach kształtu ustroju Warszawy mówił Jan Grabiec, poseł z Platformy Obywatelskiej, były wiceminister administracji. - W latach 90. panowało przekonanie, że strategicznie nie da się zarządzać miastem, jeśli będą tworzyły je gminy (było ich wówczas siedem, potem osiem – red.). Staliśmy w miejscu, panował zastój w stosunku do ambicji – przypomniał.
Dalej stwierdził, że sama ustawa warszawska jest dosyć elastyczna i jeśli jest potrzeba zmian, to należy ich dokonywać w jej ramach, a nie poprzez zmiany w samej ustawie. – Byłbym ostrożny jeśli chodzi o zmianę ustroju Warszawy na poziomie ustawowym. Obecna władza kraju ufa rozwiązaniom centralistycznym, nieufnie patrzy na samorząd, promuje rozwiązania pozbawiające kompetencji organy samorządu na rzecz administracji centralnej lub wojewódzkiej – przekonywał Grabiec.
Sam zdefiniował się jako zwolennik decentralizacji, ale przestrzegał przed głębszymi zmianami. – Rzeczywiście, władza rad dzielnic jest niewielka, ale wnioski władz centralnych mogą być inne od państwa wniosków – ostrzegał polityk PO.
Sasin: burmistrz z bezpośrednich wyborów
Ale przedstawiciel "obecnej władzy " Jacek Sasin deklarował, że nie jest zwolennikiem centralizacji (otwartą kwestią jest, na ile jego pogląd jest reprezentatywny dla jego macierzystej partii - PiS).
- Nie można stawać w rozkroku. W dzielnicach są radni, ale są bezradni, bo nie mają możliwości decydowania o własnym budżecie, tylko opiniują, nie mają wpływu na nic, nawet na drobne przesunięcia w budżecie. Dlatego nie można tu mówić o zarządzaniu dzielnicą – argumentował obecny poseł, kandydat Prawa i Sprawiedliwości na prezydenta Warszawy w ostatnich wyborach.
Mimo to, powrót do autonomicznych gmin uznał za zły pomysł, opowiedział się za "upodmiotowieniem dzielnic " i precyzyjnym podziałem kompetencji. W ratuszu na placu Bankowy powinny zostać kwestie wykraczające poza jedną dzielnicę, jak komunikacja, planowanie przestrzenne czy służba zdrowia.
- Ale to, co dotyczy spraw lokalnych musi być realizowane w dzielnicach. Dzielnice muszą same kształtować swój budżet, oczywiście w ramach załącznika do ogólnomiejskiego budżetu, ale to one wypełniałyby go treścią. To radni i burmistrz mają odpowiadać przed mieszkańcami jak planują i realizują ten budżet. Burmistrzowie powinni być wybierani w wyborach bezpośrednich. W tym kierunku to powinno iść, aby nie było burmistrzów dyżurnych przerzucanych z miejsca na miejsce. Przy wyborach byłaby możliwość prostego rozliczenia władzy – proponował Sasin.
Centrala wskazuje burmistrza
Koncepcji bezpośredniego wyboru burmistrzów przeciwstawiła się Justyny Glusman. - To byłoby sprzeczne z budową silnej Warszawy, rodziło konflikty z prezydentem miasta – przekonywała. – Osłabiłoby to także rady dzielnic, więc szłoby wbrew postulatom demokratyzacji – dowodziła.
Zgodnie uznali, że dzisiejsze władze miasta nie szanują prawa rad dzielnic do samodzielnego wyboru zarządów i często narzucają im kandydatów. Nagminnie stosowaną metodą paraliżu prac rady dzielnicy staje się ogłoszenie przerwy przez przewodniczącego lub przewodniczącą. Następuje to natychmiast po tym, gdy pojawia się zagrożenie utraty władzy.
- Padłem ofiarą tego systemu, kiedy wybrano mnie burmistrzem Pragi Północ. Nie mogło się to dopełnić, bo nie mogła się zebrać rada dzielnicy. Przewodnicząca odebrała telefon (potem dowiedziałem się, że dzwonił wiceprezydent Warszawy Jarosław Jóźwiak), ogłosiła przerwę i zniknęła. Rada odbyła się dopiero wtedy, gdy PO udało się "przekupić" jednego radnego. Tak zablokowano mój wybór – wspominał Jacek Sasin. Tę taktykę z powodzeniem zastosowano niedawno także na Białołęce.
Jest już regułą, że w momentach politycznych kryzysów na sesjach rad dzielnic pojawiają się goście z centrali. W przypadku PO są to zwykle szef klubu PO w Radzie Warszawy Jarosław Szostakowski i poseł Marcin Kierwiński. – Czy radny Szostakowski i poseł Kierwiński mogą przestać wybierać nam zarządy dzielnic? – pytała Justyna Glusman.
Odpowiedzi nie było, bo – jak zdradził Jan Mencwel – przedstawiciele ratusza nie przyjęli zaproszenia na kongres.
Piotr Bakalarski