Po niedzielnym marszu z okazji Święta Niepodległości policja nadal pracuje nad znalezieniem osób, które w trakcie zgromadzenia odpaliły w tłumie race. Od poniedziałku na stronie Komendy Stołecznej Policji pojawiają się twarze podejrzanych. Wśród osób uwiecznionych na zdjęciach znaleźli się m.in. ratownicy medyczni oraz strażacy. W sumie opublikowane zostały 22 wizerunki. We wtorek jeden z poszukiwanych sam zgłosił się na policję.
Jak zapowiada Robert Szumiata ze śródmiejskiej komendy rejonowej, na tym nie koniec. W najbliższych dniach kolejne zdjęcia będą systematycznie zamieszczane w sieci. Policjanci apelują o pomoc w identyfikacji sfotografowanych w trakcie marszu osób.
Odpalenie rac jest wykroczeniem
Postępowanie w sprawie materiałów pirotechnicznych prowadzi Komenda Rejonowa Policji Warszawa-Śródmieście. Dotyczy ono naruszenia przepisów z artykułu 52 paragraf 1 Kodeksu wykroczeń, który mówi: "Kto bierze udział w zgromadzeniu, posiadając przy sobie broń, materiały wybuchowe, wyroby pirotechniczne lub inne niebezpieczne materiały podlega karze aresztu do 14 dni, karze ograniczenia wolności albo karze grzywny".
Informacje w tej sprawie należy przekazać do Wydziału Prewencji. Można to zrobić telefonicznie: 22 603 65 91 lub drogą mailową - komendant.krp1@ksp.policja.gov.pl. Funkcjonariusze przypominają, że wszelkie sygnały w tej sprawie mogą zostać zgłoszone w każdej jednostce policji.
Policja szuka też tych 17 osób:
Petardy i spalona unijna flaga
Jak podała policja, w marszu zorganizowanym przez narodowców i władze państwowe uczestniczyło 250 tysięcy osób. "Było to największe w historii stołecznej policji zabezpieczenie" - napisali funkcjonariusze i potwierdzili, że "było spokojnie". Pochód na czele z prezydentem i premierem ruszył o godzinie 15. Narodowcy - blisko pół godziny później. Ministerstwo tłumaczy to rozdzielenie względami bezpieczeństwa.
Race pojawiły się pośród biało-czerwonych flag, kiedy druga grupa marszu przechodziła Alejami Jerozolimskimi.Byli też uczestnicy, którzy przynieśli petardy.Niektóre, jak relacjonował reporter TVN24, zostały rzucone w kierunku grupy osób demonstrujących na ulicy Smolnej, z wielkim banerem i napisem "Konstytucja". Grupa ta została otoczona kordonem policji. Innym incydentem było spalenie flagi Unii Europejskiej. Za pomoc we wskazaniu osób, które się tego dopuściły, Komendant Stołeczny Policji wyznaczył pięć tysięcy złotych nagrody.
Zakaz prezydent stolicy
Pomysł stworzenia wspólnego marszu narodowców i władz państwowych powstał po tym, jak prezydent Warszawy zakazała zgromadzenia tym pierwszym. Przekonywała, że kieruje się "przede wszystkim względami bezpieczeństwa".
Po tym z inicjatywą wyszli prezydent Andrzej Duda i premier Mateusz Morawiecki. Ogłosili "wspólny biało-czerwony marsz", objęty prezydenckim patronatem i traktowany jako element państwowych obchodów Święta Niepodległości. Jego organizacją zajmuje się Dowództwo Garnizonu Warszawa. Jednocześnie od decyzji prezydent Warszawy odwołali się narodowcy i sąd przychylił się do ich wniosku i pozwolił zorganizować zgromadzenie.
Ostatecznie strona rządowa i stowarzyszenie Marsz Niepodległości porozumiały się w sprawie zorganizowania wspólnego marszu 11 listopada. Negocjacje zakończyły się w piątek tuż przed północą.
Race na marszu
Race na marszu
kk/mś
Źródło zdjęcia głównego: ksp