Przy Noakowskiego 12 też używają butli. "Zmusiła nas administracja"

Mieszkańcy Noakowskiego 12 nie mają gazu od czterech lat
Źródło: Mateusz Szmelter/ tvnwarszawa.pl
W budynku przy Noakowskiego 12 (nieopodal kamienicy, w której w poniedziałek doszło do wielkiego wybuchu) wielu mieszkańców używa butli gazowych. Tłumaczą, że są do tego zmuszeni, bo dopływ gazu odcięła wszystkim administracja. Ta z kolei postanowiła właśnie przypomnieć o... zakazie używania butli.

Zawiadomienie przypominające o zakazie korzystania butli z gazem propan-butan pojawiło się w kamienicy przy ul. Noakowskiego 12 we wtorek, dzień po tym jak w budynku oddalonym o ok. 150 metrów doszło do wybuchu (prawdopodobnie butli z gazem).

13 osób zatruło się gazem

"Domyślam się, że ma to związek z wybuchem butli w mieszkaniu kilka bloków dalej. Sytuacja jest na tyle paranoidalna, że kamienica posiada fizycznie sprawną instalację gazową, w której gaz został odcięty. Powodem była niedrożność przewodów kominowych, skutkiem czego doszło do zatrucia kilku rodzin tlenkiem węgla. Mimo tego zdarzenia w dalszym ciągu spółdzielnia nie podjęła żadnych kroków w stronę udrożnienia owych przepustów zmuszając tym samym mieszkańców do korzystania, z jak się okazuje, niebezpiecznych butli z gazem propan-butan" – napisał na warszawa@tvn.pl jeden z mieszkańców kamienicy.

Sytuacja, którą opisał miała miejsce w grudniu 2010 roku, co potwierdziliśmy u straży pożarnej.

– Mieliśmy zgłoszenie o podejrzeniu obecności tlenku węgla w mieszkaniu. Nasze urządzenia wykazały podwyższone stężenie tlenku. Z informacji, które posiadamy wynika, że łącznie 13 osób było poszkodowanych, zostały zbadane i przewiezione do szpitala – mówi tvnwarszawa.pl Nikodem Kiełbowicz z zespołu prasowego straży pożarnej.

Złamią zakaz administracji?

Jak twierdzą mieszkańcy, od tamtego czasu administracja nie kiwnęła palcem, aby gaz znów popłynął rurami. – Nie mamy gazu, to używamy jak się okazuje, niebezpiecznych butli z gazem propan-butan - rozkładają ręce mieszkańcy. Część z nich tłumaczy, że używa butli gazowych, bo korzystanie z kuchenek elektrycznych jest dla nich zbyt drogie. Dlatego do zakazu nie zamierzają się zastosować.

- Butlę mam odkąd odcięli w budynku gaz. I zamierzam dalej z niej korzystać. Wspólnota ten zakaz wprowadza bezprawnie, w tym budynku nie ma gazu ziemnego, wiec nie można zakazać korzystania z butli. To zastraszanie mieszkańców - uważa Ewa Domagała, mieszkanka kamienicy przy Noakowskiego 12.

- Pracuję sam, żona zmarła, nie mam pieniędzy na to, żeby kupić kuchenkę elektryczną. Poza tym linia elektryczna jest słaba i światło wtedy siądzie - tłumaczy inny mieszkaniec.

Mieszkańcy zwracają uwagę, że administracja przypomniała sobie o zakazie dopiero po poniedziałkowym wybuchu. - Jeżeli coś się stanie, to jest wielki szum. A wcześniej, nikt się nie interesuje takimi sprawami. Cztery lata mamy gaz odcięty i nikt się tym nie interesował. Po wybuchu w kamienicy na Noakowskiego 26 jest problem - punktuje Domagała.

Ale wśród lokatorów są też tacy, którzy akceptują zakaz wprowadzony przez zarządcę. - Mam kuchenkę elektryczną i jestem bardzo przeciwna tym butlom, to jest bardzo niebezpieczne. Ja się po prostu tego boję, sama mieszkam i nie chcę, by ktoś używał taką butlę - mówi Stefania Karolak, która przy Noakowskiego 12 mieszka od pół wieku.

Administracja nie komentuje

Zarządca nieruchomości, Ewa Godlewska, która podpisała się pod zawiadomieniem powołuje się na rozporządzenie Ministerstwa Infrastruktury, które zabrania używania w jednym budynku gazu płynnego i gazu z sieci gazowej. Zapowiada też, że przestrzeganie zakazu egzekwować będą straż pożarna i powiatowy inspektor nadzoru budowlanego, a jako dowód w sprawie posłużą nagrania z monitoringu.

Sama Godlewska odmówiła nam komentarza. – Nie mam upoważnienia, żeby rozmawiać o tej sprawie. Nie mogę się wypowiadać – ucięła i odesłała do właścicielki firmy, w której pracuje. Tej z kolei nie zastaliśmy w biurze. Jak powiedzieli jej współpracownicy ma być w pracy dopiero w poniedziałek.

Poniedziałkowy wybuch wstrząsnął kamienicą:

Wybuch w oku kamery

Katarzyna Śmierciak, k.smierciak@tvn.pl

Czytaj także: