W czwartek na warszawskiej Woli służby ewakuowały operatora dźwigu, który zasłabł na wysokości 140 metrów. Potrzebna była interwencja specjalistycznej grupy wysokościowej.
"Strażacy dojrzeli problem"
O akcji ratowniczej opowiadał we "Wstajesz i weekend" w TVN24 operator żurawia Tomasz Damian Klarkowski. Mówił, że w tym przypadku akcja była utrudniona, ponieważ nie było windy doprowadzającej do żurawia, a nawet jeżeliby była, to nie było mostu łączącego żurawia z windą.
Zwracał również uwagę na przygotowanie straży pożarnej do tego typu akcji. Stwierdził, że "strażacy dojrzeli problem" i "bardzo dobrze sobie z tym radzą". Zauważył jednak, że nie w każdym mieście jest specjalna jednostka wysokogórska przeznaczona do tego typu akcji, a niektóre drabiny wozów strażackich są za niskie i nie sięgają do kabin operatorów żurawi.
Klarkowski mówił także o tym, w jaki sposób można instytucjonalnie rozwiązywać problemy, które towarzyszą pracownikom pracującym na wysokościach. Chodzi tu między innymi o zapewnienie odpowiedniego poziomu klimatyzacji. Wskazywał, że problem z nadmierną temperaturą zagrażającą zdrowiu pracowników występuje także m.in. w przypadku kucharzy czy kierowców.
Jak wyglądała akcja?
W akcji na Woli uczestniczyło łącznie 20 strażaków, z których połowa pracowała na górze. - Grupa wysokościowa, która jest w Warszawie, zajmuje się zdejmowaniem, albo pomocą w schodzeniu takich operatorów - opisywał Piotr Gugała dowódca jednostki ratowniczo-gaśniczej numer 7.
Najpierw strażacy na dole zabezpieczyli plac budowy. Wtedy ci na dźwigu mogli przystąpić do akcji ratowniczej. - Mężczyzna był nieprzytomny, strażacy podali mu tlen i zabezpieczyli miejsce tak, aby mężczyzna nie wypadł z kabiny dźwigu – relacjonował Karol Kierzkowski ze straży pożarnej.
Później, za pomocą lin, na noszach, operatora przetransportowano z maszyny na dach budynku. Stamtąd windą techniczną strażacy zwieźli go do karetki.
Akcja ratunkowa na wysokości (materiał "Polska i Świat")
Kilkadziesiąt zgłoszeń
Czwartkowa sytuacja to nie pierwszy taki przypadek. Strażacy w ciągu roku biorą udział w kilkudziesięciu podobnych interwencjach.
- Szczególnie w porze letniej, operatorzy przebywają w wysokich temperaturach w kabinach. Zdarzają się omdlenia, zdarzają się niestety przypadki śmiertelne – tłumaczył Kierzkowski.
Jakub Chojnicki z Głównego Inspektoratu Pracy przypominał, że kiedy temperatura przekracza 28 stopni, operator żurawia powinien pracę przerwać.
mjz/kz/b