Pamiątki po Powstaniu Warszawskim budzą naszą dumę. Jednak pomysł by ratować inne ślady walki o wolność – antykomunistyczne napisy na wiślanych bulwarach – wzbudził kontrowersje. O tym czy w ogóle należy je chronić opowiedział portalowi tvnwarszawa.pl Tomasz Sikorski. Wykładowca akademicki, kurator wystaw poświęconych street artowi, fotograf, ale także i grafficiarz w latach 80. w Warszawie.
Bartosz Andrejuk: Jak Pan ocenia, pomysł jednego z radnych by ratować antykomunistyczne hasła odkryte na wiślanych bulwarach?
Tomasz Sikorski: Ślady walki z komunizmem powinny być chronione jak skarby. Mnóstwo takich rzeczy wciąż na naszych oczach ginie. Dlatego brawa dla tego, kto wpadł na ten pomysł.
BA: Padła propozycja by wyciąć te napisy, ponieważ schody muszą zniknąć.
TS: Kontekst tych napisów jest bardzo ważny. Jeżeli przeniesiemy je w inne miejsce, to zmienią one znaczenie. Nawet jak bulwar będzie wyremontowany, to przecież mały fragment z napisemi może zostać taki jak jest, czyli surowy. Dzięki temu zapamiętamy, jak bulwar wyglądał kiedyś. Tak się tworzy kulturę.
BA: Internautom pomysł, by zachować napisy się nie spodobał. Jedni gardłują, że pieniądze lepiej wydać na drogi. Drudzy denerwują się, że politycy próbują sobie zawłaszczyć historię Solidarności.
TS: To nie jest tak, że jak uratujemy napis, to nie zbudujemy drogi. Na kulturę są inne fundusze. A zwracanie uwagi na historię najnowszą jest niezmiernie ważne. Warszawa ma dość pomników upamiętniających wojnę, może warto przypomnieć o tym co się w stolicy działo w latach 80. Pomników mamy dość, czas zacząć zachowywać autentyki.
BA: Powiedział Pan, że ślady walki z komunizmem giną na naszych oczach. Czego nie udało się uratować?
TS: W 1970 roku w okolicy ul. Żelaznej i Grzybowskiej, na terenie dawnego getta, powstały rysunki zrobione przez Włodzimierza Fruczka. Legenda głosiła, że malował je świadek egzekucji wykonywanych w tym rejonie przez nazistów. Autorem był jednak mój kolega z liceum Włodek. Namalował je w ciągu jednego tygodnia.
On jest protoplastą artystycznych murali w Polsce. Nawet nowojorskie graffiti jest młodsze, bo datowane na 1973 rok. Szkoda, że nawet najmniejszy fragment rysunków Włodka się nie zachował. Nigdy nikt nie pomyślał, żeby to uratować. Dziś szczawiki tam malują i myślą, że wszystko zaczęło się od Banksy'ego.
BA: Jak dokładnie wyglądało to graffiti?
TS: Był to szereg malowideł zrobionych białą i czarną farbą z czerwonymi elementami. Autor namalował kontury ludzi na ceglanych ścianach przedwojennych kamienic. Jedyny element czerwony to było serce w tych konturach. Autor rysunki nazywał "Rozstrzelani". Zainspirowany był, jak sam tłumaczy, milczeniem ogromnych, slepych ścian. Z relacji autora wynika, że był to czysto artystyczny impuls, a nie polityczny.
Ostatnie fragmenty jego rysunków były na ścianie kamienicy przy Waliców 14. Jakiś czas temu zostały zamalowane przez współczesny mural. Tak samo zginął mural Szymona Urbańskiego z 1987 roku na filarze mostu Grota Roweckiego. Fenomenalne, monumentalne, wieloczęściowe artystyczne graffiti, które przepadło. Dziś pozostały tylko szczątki.
BA: Z tego co wiem, to sam Szymon Urbański nie zgodził się na odnowienie tego muralu. Grafficiarze raczej są przeciwni chronieniu ich dzieł, bo street art z założenia jest ulotny.
TS: Zgadza się. Nie chodzi przecież o robienie muzeum. Jednak wszystko co pochodzi z czasów wojny jest traktowane jako bardzo ważne, bo daje świadomość nieodwracalności. Nikt się nie burzy, że rysunek swastyki na szubienicy, który ostał się przy ul. Ligockiej, jest odpowiednio zabezpieczany. A jednak historie powojenne, ślady walki z komuną, już nie wydają się ludziom tak ważne. Nie chcą ich zabezpieczać.
Pamiętajmy, jednak że współczesna historia, która dziś jest żywa, niedługo nie będzie nawet wspomnieniem. Pamiętajmy też, że istnieją różne świadectwa walki o wolność. Kombatanci mają swoje skwery, a ludzie z innych rejonów myśli, kultur, też chcą mieć swoje świadectwa indywidualnej walki o wolność. W tym kontekście te antykomunistyczne napisy na wiślanych bulwarach są bardzo ważne.
BA: Co dziś jeszcze nadaje Warszawie charakteru, co warto by było uratować?
TS: Trzeba uchronić jedną z ostatnich ścian na Stalowej, która powstała po usunięciu sąsiedniej kamienicy. Mamy tam różnokolorowe odpryski, ślady ludzkiego życia. Takich ścian w Warszawie było kiedyś mnóstwo. To też jest świadectwo. Identyczna ściana na Waliców była niedawno zamalowana. Niektórzy niestety wolą biały tynk.
Rozmawiał BARTOSZ ANDREJUK
Źródło zdjęcia głównego: | Fakty TVN