- We wniosku wnosimy o ukaranie przewodniczącego zgromadzenia, czyli Witolda Tumanowicza – informuje Mariusz Mrozek, rzecznik stołecznej policji.
- Według nas doszło do naruszenia przepisów ustawy o zgromadzeniach m.in. poprzez niepodjęcie działań zmierzających do wykluczenia z marszu osób, które naruszyły porządek prawny. Nie podjął też żadnych działań w stosunku do tych osób – wyjaśnia Mrozek.
Prawo o zgromadzeniach nakłada na organizatora obowiązek m.in. żądania opuszczenia zgromadzenia przez osoby, która swoim zachowaniem naruszają prawo. Policja twierdzi, że Tumanowicz nie stosował się do poleceń funkcjonariuszy i mimo zdelegalizowania marszu, namawiał, żeby jego uczestnicy szli dalej.
Wniosek w czwartek trafił do sądu Warszawa-Śródmieście.
- Wpłynął do nas wniosek, który będzie rozpatrzony w trybie zwyczajnym - potwierdziła w rozmowie z tvnwarszawa.pl Agnieszka Domańska, rzeczniczka Sądu Okręgowego w Warszawie
Odpierają zarzuty
- Absolutnie nie przyznaję się do tych zarzutów. Są one nieprawdziwe - powiedział PAP Tumanowicz.
Dodał, że organizatorzy marszu wzywali jego uczestników do zachowania zgodnego z prawem. Jego zdaniem decyzja o rozwiązaniu zgromadzenia była "głupia i nieprzemyślana", ponieważ zdecydowana większość uczestników zachowywała się spokojnie. Tumanowicz powiedział, że po rozwiązaniu zgromadzenia przez ratusz czuwał nad tym, aby uczestnicy marszu mogli "spokojnie się rozejść".
Zatrzymano 74 osoby
Podczas zorganizowanego w poniedziałek w Warszawie przez środowiska narodowe Marszu Niepodległości doszło do burd w pobliżu budynku ambasady rosyjskiej. Na tyłach ambasady podpalono budkę wartowniczą policji ochraniającej budynek. Na teren ambasady rzucano petardy i race. Marsz - na żądanie policji - został rozwiązany przez ratusz. Wcześniej do zamieszek doszło też przed squatami przy ul. ks. Skorupki i ul. Wilczej; na pl. Zbawiciela podpalono instalację artystyczną "Tęcza". Zatrzymano 74 osoby.
W czwartek organizatorzy potępili w specjalnym oświadczeniu burdy. - Potępiamy burdy, wszystkie przejawy braku podporządkowania się straży Marszu Niepodległości oraz bandyckie ataki na uczestników marszu, w tym członków straży i osoby postronne, wywoływanie niepokojów i narażanie na niebezpieczeństwo uczestników manifestacji ze strony grupek bezmyślnych osób kręcących się wokół marszu - głosi tekst oświadczenia odczytanego dziennikarzom.
300 bojówkarzy?
Zdaniem stowarzyszenia rozwiązanie marszu było decyzją "wyjątkowo fatalną, szkodliwą i niebezpieczną z punktu widzenia ochrony kilkudziesięciotysięcznego tłumu, który nawet nie miał możliwości rozejścia się".
W ocenie organizatorów marszu liczebność "grup zainteresowanych bijatyką, które wmieszały się w marsz" nie przekraczała 300 osób.
Stołeczny ratusz we wtorek wstępnie oszacował zniszczenia na 120 tys. zł i zapowiedział, że będzie dochodzić ich pokrycia od organizatora marszu. "Takie roszczenie jeszcze do nas nie wpłynęło. Zresztą większość tej kwoty, są to szkody, które wystąpiły poza trasą marszu, więc jako organizatorzy nie jesteśmy w stanie odpowiadać za akty, które miały miejsce w całej Warszawie" - zaznaczył Tumanowicz.
W związku z incydentami stowarzyszenie zapowiedziało zmianę formuły przyszłorocznego marszu, nie ujawniono jednak szczegółów planowanych zmian.
Zamieszki minuta po minucie
Tak niszczyli miasto
PAP/tvnwarszawa.pl/
par
Źródło zdjęcia głównego: tvnwarszawa.pl