Po ubiegłorocznym aresztowaniu Jacka T., podejrzanego o podpalenie 7 aut, mieszkańcy bloków przy Olenadrów myśleli, że ich koszmar się już skończył. W miniony weekend przekonali się, jak bardzo się pomylili. Znowu paliły się samochody pod ich oknami. W rozmowie z Ewą Paluszkiewicz, reporterką TVN24 jednogłośnie uważają, że podpalacz jest niebezpieczny i powinien być pod ścisłą obserwacją lekarzy i służb.
- Nie wiem dlaczego on to robi. Czy to jest zemsta czy to jest tęsknota, bo podobno kiedyś tutaj mieszkał - zastanawia się jeden z mieszkańców. – Boimy się o swoje samochody, bo trudno rano wyjść i dowiedzieć się, że samochód spłonął. To średnia przyjemność- dodaje.
Niektórzy obawiają się, że któregoś dnia pożar z samochodów przeniesie się na mieszkania.
"Słaba reklama"
– Dziwne, myślę że robi to ta sama osoba i zamiast siedzieć w więzieniu, robi krzywdę innym niewinnym ludziom - żali się kolejny mieszkaniec.
Jak tłumaczy –przy ul. Oleandrów działa fundacja, która ma hotel dla rodziców i dzieci, chorych na nowotwory. – To nie jest najlepsza reklama dla nas. Boję się, że ludzie, którzy przyjeżdżają do Warszawy z całej Polski na leczenie, mogą stąd uciec - martwi się w rozmowie z reporterką.
Jeden z właścicieli lokali użytkowych przypomina sytuację z 2011 roku. - Mało mi witryn nie wywiało. No i teraz powtórka - opowiada.
Jacek T. zatrzymany
Do kolejnych podpaleń samochodów doszło w weekend (23-24 lutego) na ul. Oleandrów. Spłonęło w sumie 7 samochodów. W tej sprawie zatrzymano mężczyznę. Okazało się, że jest to Jacek T., który już wcześniej był notowany i zatrzymany za tego typu zdarzenia.
24-latek przebywał do stycznia w tymczasowym areszcie. Teraz jest na wolności. Wieczorem w poniedziałek będzie przesłuchiwany przez policję.
Mówi Mariusz Mrozek, rzecznik stołecznej policji
su//ec