Uruchomienie publicznego szaletu w Ogrodzie Saskim od lat przerasta warszawskich urzędników. Jedynym rozwiązaniem dla ludzi, którzy w jednym z najbardziej reprezentacyjnych parków stolicy znajdą się w potrzebie, jest plastikowy wychodek przy jednej z alejek. Oczywiście nie wszyscy o nim wiedzą…
Ogród Saski to najstarszy publiczny park w Warszawie. Ufundował go pierwszy Sas na polskim tronie, August II Mocny, w drugiej połowie XVII wieku. Choć przez wieki zmieniał swój wygląd, wciąż nie sposób odmówić mu uroku. Zadbana zieleń, 20 barkowych rzeźb, staw, zabytkowy wodozbiór, efektowna fontanna Marconiego. We wschodniej części Grób Nieznanego Żołnierza, którego przez całą dobę strzeże warta honorowa Wojska Polskiego, gdzie nigdy nie gaśnie znicz. Nie będzie nadmierną przesadą stwierdzenie, że to święte miejsce polskiej historii i państwowości.
Dlatego codziennie przewijają się tu setki turystów z różnych stron świata, a z autobusów wysypują szkolne wycieczki z całej Polski. Plac Piłsudskiego co najmniej kilka razy w roku staje się areną uroczystości państwowych i wojskowych na najwyższym szczeblu. Niestety kilkadziesiąt metrów dalej podniosła atmosfera pryska, a zaczyna się proza życia – w Ogrodzie Saskim nie ma porządnego szaletu.
Plastikowy substytut
Budynek w narożniku Królewskiej i Marszałkowskiej, który długo pełnił tę rolę, od lat jest zamknięty na cztery spusty, a jego stan techniczny z roku na rok jest coraz gorszy. Funkcję toalety w tym reprezentacyjnym parku pełni samotny TOI TOI ustawiony w zachodniej części ogrodu. Nie wszyscy o nim wiedzą, dlatego rolę szaletu pełnią nierzadko parkowe krzaki. Szczególnie śmierdzący problem robi się latem… Co prawda wtedy dostawiana jest przenośna toaleta od strony Wierzbowej, ale chyba nikt nie ma wątpliwości, że plastikowa sławojka nie jest rozwiązaniem adekwatnym dla tego miejsca.
Nadzieją na rozwiązanie tej żenującej sytuacji wydawał się program budowy automatycznych toalet w Śródmieściu i nad Wisłą. Niestety parki objęte ochroną konserwatora zabytków zostały z niego wyłączone. Urzędnicy uznali, że zabytkowe ogrody muszą mieć indywidualne projekty szaletów, dostosowane do charakteru miejsca. Ciężko odmówić tej decyzji słuszności, nie wszędzie pasowałby ujednolicony model sławojki nowej generacji, jej projektowanie przeciągałoby się o kolejne miesiące, a może wręcz przekreśliło szanse na ich finalizację. Ogród Saski padł jednak ofiarą takiego rozstrzygnięcia.
Nasz ogród, ich szalet
Wierząc, że czasem najprostsze rozwiązania są najlepsze, pytamy, dlaczego gospodarz parku, czyli Zarząd Oczyszczania Miasta, nie wyremontuje starego szaletu i nie przywróci mu pierwotnej funkcji? Jak to zwykle w Warszawie bywa, sprawa okazuje się bardziej skomplikowana, a podmiotów zaangażowanych w sprawę więcej.
- ZOM nigdy nie zarządzał szaletem w Ogrodzie Saskim, kiedyś tymi obiektami zajmowało się MPO, które - na mocy zarządzenia prezydenta - przekazało je urzędom dzielnic. Szalet pozostaje w gestii dzielnicy - informuje nas Zofia Kłyk, rzeczniczka ZOM.
Jak dowiadujemy się w dzielnicy, w tym roku ratusz próbował odkręcić swoją decyzję sprzed kilku lat i oddać budynek w ręce ZOM. Sprawa ciągnęła się kilka miesięcy, ale ostatecznie nic się nie zmieniło. - Tegoroczny projekt ponownego przekazania szaletu do ZOM nie został sfinalizowany – przyznaje Mateusz Dallali, rzecznik Śródmieścia.
Czerwone światło od konserwatora
Co najmniej dwa lata trwa także wymiana pism między prywatnym inwestorem Tadeuszem Kęsickim, który zadeklarował, wyremontowanie szaletu za własne pieniądze w zamian za obudowanie, go szklanką konstrukcją, w której mógłbym urządzić kawiarnię. Na przeźroczystą czapę nie zgodził się jednak stołeczny konserwator zabytków. W pismach z września i listopada ubiegłego roku wykluczył taką możliwość. Dlaczego?
- W opinii konserwatora w zabytkowym ogrodzie, o określonej kompozycji i przemyślanej lokalizacji obiektów, wynikającej z historycznego rozplanowania, ale również powojennych działań, nie powinny być sytuowane nowe obiekty o dużych gabarytach, pełniące funkcje użytkowe. Budowa pawilonu o większych rozmiarach niż dotychczas istniejący szalet, będzie wiązała się ze zmianą utrwalonego, historycznego wyglądu ogrodu – tłumaczy decyzję urzędu Michał Krasucki, zastępca stołecznego konserwatora zabytków.
Wtedy przedsiębiorca przedstawił nowy pomysł - remont toalety z zachowaniem jej oryginalnego kształtu i budowę szklanego pawilonu kilkadziesiąt metrów dalej, bliżej narożnika Królewskiej i Marszałkowskiej. Oficjalnie to jeszcze teren parku, ale w praktyce chodnik wyłożony betonowymi płytami. Kęsicki twierdzi, że wstępnie ta koncepcja została przyjęta przychylnie, ale ostatecznie ją odrzucono. Warunki zabudowy nie zostały wydane. Dziś sprawa jest w punkcie wyjścia.
Nadzieja w ciepłej zimie
ZOM najchętniej widziałby w parku toaletę automatyczną, podobną do tych, które uruchomił niedawno w Parku Praskim czy na Polu Mokotowskim. – W przyszłorocznym budżecie ZOM nie ma na to jednak funduszy. Niemniej trzy toalety, o których ostatnio informowaliśmy, zostały zakupione z oszczędności na poprzednich zimach, więc szansa wciąż jest – podsumowuje Zofia Kłyk.
Piotr Bakalarski