48-letni Mykola B. zeznawał podczas środowej rozprawy przez cztery godziny. Sędzia Beata Najjar chciała szczegółowo, niemal minuta po minucie odtworzyć wydarzenia z 25 i 26 lutego 2016 r. To właśnie w tych dniach, według prokuratury, doszło do porwania ukraińskiego przedsiębiorcy handlującego w Polsce drewnem.
O uprowadzenie, tortury, groźby, ale i rozbój prok. Przemysław Nowak oskarżył trzech mężczyzn: Wiesława Z. ps. Łysy, Dawida Z. i Łukasza M. (wszyscy są tymczasowo aresztowani). Oskarżonym jest też Robert G. (o pomoc w porwaniu), ale on przed sądem odpowiada z wolnej stopy.
"Pryskali gazem po oczach"
Dwa dni przed porwaniem Mykola B. dostał maila. Ktoś proponował mu interes. Pisał, że ma grunt pod Warszawą, chce zbudować tam 12 domów, w związku z tym potrzebuje dużo drewna. Później i zaprosił na spotkanie. 25 lutego, ok. godz. 14 Mykola B. pojechał do miejscowości Tłuste, niedaleko Grodziska Mazowieckiego, przy zjeździe z autostrady A2.
– Czekał tam na mnie samochód. Obok samochodu stał "Łysy" i Robert. Pojechaliśmy na działkę, na której stał niewielki budynek. Powiedzieli, że to jest biuro. Zaprosili mnie na kawę – relacjonował w środę przed sądem pokrzywdzony. W pomieszczeniach były jeszcze dwie inne osoby.
Gdy tylko przekroczyli próg - zeznawał Ukrainiec - mężczyźni rzucili się na niego. Przewrócili na podłogę i skuli kajdankami. Potem skrępowali mu nogi i ręce sznurem i szarą taśmą. - Posadzili mnie na kanapie i cały czas pryskali gazem łzawiącym. Jak tylko przestawałem łzawić, to pryskali ponownie. Trwało to do 19.15 – zeznał świadek. Skąd znał godzinę? - Usłyszałem, jak jeden z nich mówił, która jest godzina – odpowiedział.
"Wszystko przykryte folią"
Potem porywacze zaciągnęli go na poddasze budynku.
- Na początku położyli mnie tam na jakiś czas i zostawili. Później przyszli we trzech. Łukasz z Dawidem zaczęli mnie bić. "Łysy" stał z jakimś zeszytem i zadawał mi pytania. Chciał żebym im podał hasło do karty i do konta firmowego – zeznawał Mykola B. – Łukasz miał na lewej dłoni kastet, a w prawej ręce pałkę teleskopową, a na twarzy kominiarkę. Bił mnie tą pałką po udach. Dawid krzyczał na mnie. Mówili, że muszę im zapłacić 100 tys. euro albo 450 tys. zł – relacjonował świadek.
– Wszystko w tym pokoju było przykryte folią. Stały tam dwa łóżka. Powiedzieli, że jedno jest dla mnie, a drugie dla mojej żony. Że jak nie zapłacę, to będą ją gwałcić przez dwa tygodnie. A potem sprzedadzą do Emiratów albo do Turcji jako prostytutkę - opisywał szczegółowo dramatyczne zdarzenie.
Mykola B. przekonywał porywaczy, że nie ma pieniędzy. Zgodził się jednak spełnić ich żądania. Oprócz gotówki, miał im też przekazać towar o wartości 60 tys. zł oraz 20 tirów z drewnem. Następnego dnia został uwolniony. Sprawy kazali mu się napić wódki, a potem powiedzieć żonie, że pił całą noc i dlatego nie wrócił do domu. Kazali mu też wziąć do ręki pistolet. - Powiedzieli, że jak pójdę na policję, to zastrzelą pierwszą przypadkową osobę i podrzucą pistolet policji – zeznał pokrzywdzony.
Oskarżeni oskarżają ofiarę
Żaden z oskarżonych nie przyznaje się do winy. Odmawiają składania szczegółowych wyjaśnień. Jedynie Dawid Z. potwierdził, że był w domu pod Grodziskiem z Mykolą B., ale że nie było to porwanie. Spędził z nim noc na piciu wódki. Znali się, bo wcześniej łączyły ich wspólne interesy. Twierdził, że Mykola B. był ludziom winny pieniądze, że oszukiwał kontrahentów i wyłudzał towar.
Według Z. ukraiński przedsiębiorca mógł zostać pobity w swojej ojczyźnie przez "ludzi, których się boi lub których nie zna". – Winą próbuje obarczyć nas. On teraz gra. Ale my się go baliśmy. To jest były żołnierz. Znał różne osoby, groził nam – mówił przed sądem Dawid Z. Ciąg dalszy procesu w połowie stycznia.Piotr Machajski