Piłkarze ze Śląska nie zdobyli kompletu punktów w dwóch ostatnich meczach (zremisowali 2:2 z Cracovią i przegrali 2:5 z Górnikiem Zabrze). W niedzielę przed warszawianami stworzyła się doskonała okazja do ponownego zmniejszenia dystansu do lidera. Nie wykorzystali jednak szansy.
Mało składnych akcji
Pierwsza połowa spotkania nie była interesująca. Oba zespoły dbały przede wszystkim o to, by zabezpieczyć przedpole własnej bramki. Gliwiczanie na Łazienkowskiej nie zamierzali tylko bronić remisu, ale atakowali bardzo sporadycznie.
I to oni byli bliżej sukcesu niż Legia. Gliwiczanie przeprowadzili składną akcję w 23 minucie. Po dośrodkowaniu Kamila Vacka Bartosz Szeliga znalazł się w świetnej sytuacji, ale jego strzał głową okazał się za słaby dla Dusana Kuciaka. W odpowiedzi akcje Łukasza Brozia i Ondreja Dudy bez problemów zatrzymał Jakub Szmatuła. To zdecydowanie za mało, jak na konfrontację dwóch czołowych zespołów w ekstraklasie.
Pech Herberta
W drugiej połowie kibice przez długi czas nie przeżywali żadnych emocji. Stopniowo zaczęła się jednak rysować przewaga miejscowych. Przełom nastąpił w 62. minucie. Wtedy to Legia objęła prowadzenie po rzucie rożnym i golu samobójczym. Najpierw Nemanja Nikolić nie trafił czysto w piłkę, która odbiła się od słupka. Próbujący interweniować Patrik Mraz nabił futbolówkę o Herberta, a ta ostatecznie wpadła do siatki Piasta.
Piast starał się wyrównać. Bliski powodzenia był w 74. minucie, ale piłkę zmierzającą do bramki Legii w ostatniej chwili wybił Igor Lewczuk. Legia kontratakowała, ale była nieskuteczna. Bez powodzenia strzelali Nikolić, Guilherme i Aleksandar Prijović.
O tym, że niewykorzystane sytuacje się mszczą, przekonaliśmy się już wkrótce. Gliwiczanie przeprowadzili szybką akcję prawą stroną, a rezerwowy Gerard Badia zdobył gola mocnym strzałem głową. Mimo prób z obu stron, nikomu nie udało się już zmienić wyniku.
dasz