W piątek Mariusz N. zostanie przebadany przez biegłych psychiatrów. Mężczyzna, który jest oskarżony o śmiertelne potrącenie 13-letniego chłopca pod Warszawą w grudniu zeszłego roku oraz ucieczkę z miejsca wypadku, od stycznia przebywa w areszcie. Proces w jego sprawie ma ruszyć we wrześniu.
Badania zostały zlecone przez sąd rejonowy w Otwocku i odbędą się w piątek.
- Wyniki badań, przeprowadzonych przez biegłych, są poufne. Dotyczą zdrowia mężczyzny, a takie informacje objęte są tajemnicą - informuje Marcin Łochowski, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego Warszawa - Praga.
Jak dodaje, w przypadku, kiedy biegli orzekliby, że mężczyzna jest niepoczytalny - a to wyklucza jego odpowiedzialność karną - taka informacja mogłaby zostać podana.
Rozprawy w sprawie Mariusza N. mają odbyć się 24 i 25 września.
Śmiertelny wypadek
13-letni chłopiec ze swoją 16-letnią siostrą wracał poboczem drogi ze szkoły do domu. Wtedy potrącił go rozpędzony samochód. Chłopiec nie żyje. Dziewczynie nic się nie stało.
Policjanci odnaleźli samochód i przeprowadzili jego oględziny. Przesłuchali też w charakterze świadka żonę Mariusza N. - właścicielkę auta.
Z informacji śledczych wynika, że mężczyzna w przeszłości był skazany za podobne przestępstwo; w 2002 roku potrącił człowieka i uciekł z miejsca wypadku. Sąd skazał go na karę dwóch lat i sześciu miesięcy więzienia, nawiązkę 5 tys. zł na rzecz rodziny zmarłego oraz nawiązkę na rzecz organizacji społecznej w kwocie 3 tys. zł. Otrzymał również zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych na okres 5 lat.
Z Francji do Polski
Otwocka prokuratura decyzję o postawieniu mężczyźnie zarzutów, spowodowania śmiertelnego wypadku, nieudzielenia pomocy i ucieczki, wydała już w grudniu 2013 r.
Został zatrzymany na początku stycznia w alpejskim kurorcie Isola na pograniczu francusko-włoskim.
Przewiezieniem z Francji podejrzanego zajmowało się dwóch policyjnych antyterrorystów, którzy zostali o to poproszeni przez wydział konwojowy KGP. Przylecieli z nim do Polski samolotem rejsowym. Podczas podróży Mariusz N. miał założone kajdanki. Podejrzany został przewieziony najpierw do Monachium, a stamtąd dopiero do Warszawy. Cała akcja trwała kilka godzin.
Przyznał się
Mężczyzna przyznał się do winy, ale odmówił złożenia wyjaśnień. Grozi mu do 12 lat więzienia i dożywotni zakaz prowadzenia pojazdów. Od stycznia przebywa w areszcie, czekając na proces.
su/mz
Źródło zdjęcia głównego: Komenda Stołeczna Policji