"Odszedł wspaniały ironista-sceptyk. Potrafił diagnozować jak lekarz"

Janusza Głowackiego wspomina reżyser Janusz Zaorski
Źródło: TVN24
- Był szalenie potrzebny i konieczny w naszym świecie artystycznym. Miał postawę ważną, ironisty-sceptyka, człowieka który nie daje się złapać na lep pierwszej lepszej emocji, jak to Polacy – wspominał Janusza Głowackiego na antenie TVN24 jego przyjaciel Janusz Zaorski.

- Swoimi pracami mógłby obdzielić wiele osób. Kultowy film "Rejs" to jego scenariusz. Stworzył tych fantastycznych typów, których zagrali Himilsbach i Maklakiewicz i całą resztę tej zbieraniny na statku pod symbolicznym napisem Polska, który gdzieś dryfował, bo taka była diagnoza Janusza. Do bólu prawdziwa, może dlatego w formie komediowej przedstawiona. Cenzura po niewczasie się zorientowała, że to jest film przeciwko temu ustrojowi komunistycznemu – mówił o przyjacielu reżyser filmowy Janusz Zaorski.

- Był człowiekiem bardzo inteligentnym i wspaniale ironiczno-sceptycznym, czasem nawet złośliwym, ale potrafił w lapidarnej formie potrafił ująć istotę zjawiska czy cechę charakterystyczną kogokolwiek, to jest bardzo rzadkie, gdy na około wodolejstwo i "bla bla bla". Potrafił diagnozować jak lekarz - opowiadał o zmarłym przyjacielu i dodał, że jego talentem można by obdzielić co najmniej kilkanaście osób.

Za najważniejsze dokonanie filmowe Głowackiego uznał wspomniany "Rejs", a teatralne - "Antygonę w Nowym Jorku".

Zaorski stwierdził, że jest bardzo zaskoczony informacją o śmierci Głowackiego, bo ten, mimo 79 lat, był w dobrej formie. – Obawiał się śmierci, starości, dlatego dbał o formę, graliśmy w tenisa – stwierdził.

"Przełamać polską drugorzędność"

Pisarza wspominał także dyrektor Teatru Narodowego w Warszawie Jan Englert. - To nie tylko wielki dramaturg, któremu udało się przełamać polską drugorzędność i wejść na rynek amerykański. To też człowiek który towarzyszył wszystkim zmianom w kraju we właściwy sobie ironiczno-optymistyczny sposób. Był jednym z ostatnich posługujących się formą gombrowiczowską, krytykował, bódł, ale zawsze inteligentnie, dowcipnie - zauważył Englert.

Reżyser zastrzegł, że w swojej ironii Głowacki był ciepły. - Nie miał zamiaru nikomu dokopać, zrobić krzywdy - sprecyzował. - Będzie mi brakowało, tego, żebyśmy sobie wspólnie pokpili od czasu do ciebie, także z siebie - podsumował.

O śmierci pisarza poinformowała w sobotę jego żona Olena Leonenko-Głowacka.

Zdjęcie na stronie głównej: Andrzej Rybczyński/PAP

b

Czytaj także: