- Wszystko zostało wymuszone – mówił o swoim przyznaniu się do dwóch zabójstw Daniel P. Ale na nagraniu z przesłuchania nie ma śladu po tym, żeby był bity przez funkcjonariuszy albo choćby zastraszony.
Praski sąd okręgowy przez blisko trzy godziny oglądał w poniedziałek zapis nagrania z przesłuchania, które w grudniu 2015 r. odbyło się w Prokuraturze Rejonowej w Wołominie. Daniel P. ze szczegółami opowiedział wówczas o okolicznościach dwóch bułgarskich prostytutek, których ciała policjanci znaleźli latem tamtego roku.
Treść tych wyjaśnień sąd przypomniał już na pierwszej rozprawie, trzy tygodnie temu. Ale oskarżony twierdzi, że zostały one wymuszone siłą przez policję. Prokurator Radosław Masłosz poprosił sąd o odtworzenie filmu z przesłuchania, by sędziowie mogli dowiedzieli się nie tylko, co mówił Daniel P., ale jak to mówił.
Bez emocji
Na nagraniu widać, że oskarżony zachowywał się bardzo spokojnie. Mówił bez emocji, momentami wręcz znudzonym głosem, jakby nie był zupełnie zainteresowany tym, że prokurator właśnie oskarżył go o najcięższą opisaną w kodeksie karnym zbrodnię. Nie widać było po nim ani strachu, ani zdenerwowania. Na pytania prowadzącego przesłuchanie odpowiadał swobodnie.
Na zapisie nie widać też żadnych śladów obrażeń, które mogłyby sugerować, że mężczyzna został przez policjantów pobity.
Mężczyzna stanowczo twierdzi jednak, że wyjaśnienia nie były spontaniczne. - To wszystko zostało wymuszone. Nigdy nikomu nie zrobiłem krzywdy, nigdy na nikogo ręki nie podniosłem. To wszystko jest ściemnione – płakał podczas ostatniej rozprawy.
Cztery miesiące po zatrzymaniu tak mówił prokuratorowi: - Zostałem pobity przez policjanta. Grożono mi. Policjant mówił, że odbiorą mi dziecko - wyjaśniał podczas kolejnego przesłuchania. – Zostałem sam w pokoju z policjantem, takim łysym, napakowanym. Nad biurkiem miał tabliczkę "uwaga, ostry pies". Pytałem o adwokata, ale jedyną wzmianką było, że jest już zbyt późno. Kiedy powiedziałem, że nie wiem, dlaczego tutaj jestem, odpowiedział, że będzie lepiej, jak się przyznam. Bardzo się bałem – opowiadał.
Podkreślał, że przyznał się do czegoś, czego nie zrobił i bardzo tego żałuje.
Od razu się przyznał
- Chcieliśmy na samym początku poddać go badaniu na wariografie. Wszystko było gotowe do tego badania, ale on po prostu zaczął opowiadać. Stąd taka późna pora przesłuchania (kończyło się w nocy – red.) – mówi w rozmowie z tvnwarszawa.pl osoba znająca przebieg śledztwa. - Nie był bity, bo nie było po co, go bić, skoro od razu się przyznał – dodaje.
To czy Daniel P. mógł zostać pobity przez policjantów badała w osobnym śledztwie inna prokuratura. Ale nie znalazła na to żadnych dowodów.
Po zatrzymaniu, w grudniu 2015 roku, mężczyzna ze szczegółami opowiedział prokuratorowi, dlaczego zabił, jak tego dokonał i co potem robił ze zwłokami. Swoje wyjaśnienia potwierdził następnego dnia przed sądem, podczas posiedzenia w sprawie tymczasowego aresztowania.
Wyjaśnił, że z usług prostytutek zaczął korzystać, jak miał 18 lat, robił to nieregularnie, m.in. wtedy, gdy jego żona zaszła w ciążę. Swoje ofiary zabił, bo kobiety go popędzały, a on chciał kontynuować zbliżenie. Gdy popędzały zbyt nachalnie, zaczynał je dusić. - Powiedziałem, żeby oddawała pieniądze, wyzywałem ją od ku… i dziwek. Złapałem za szyję. Zaczęła się wyrywać, upadła na wznak – opowiadał.
Tłumaczył, że powodem tego zachowania mogło być to, że on i rodzeństwo byli bici w dzieciństwie przez matkę, a ojciec się nimi nigdy nie interesował. - Zamknąłem się w sobie, nie szukałem pomocy – mówił.
Ciąg dalszy procesu za dwa tygodnie.
Zdjęcie na stronie głównej: Bartłomiej Zborowski / PAP
Piotr Machajski