Salara Farsiego odwiedziliśmy w Brunet Kafe w środę po południu. Właśnie z uśmiechem parzył kawę. W środku kilkanaście osób, sceneria raczej kameralna. I właśnie dlatego rozmawiamy na zewnątrz - Farsi nie chce, by goście czuli się niekomfortowo. A jego historia nie należy do tych z happy endem.
Cztery razy od września
- Do Warszawy przyjechałem dziewięć lat temu, żeby kontynuować studia - politologię na Uniwersytecie Warszawskim. Zrobiłem tu magistra, później rozpocząłem doktorat, w między czasie pracowałem jako barista, zakochałem się w tym klimacie i otworzyłem własną kawiarnię - zaczyna.
Brunet Kafe na Miodowej pojawiła się we wrześniu. - Pierwsze zdarzenie było miesiąc później, w Boże Narodzenie. Drugie w styczniu, w lutym kolejne - opowiada.
Trzykrotnie nie mógł wejść do lokalu, bo zastawał wyłamane zamki. Dziś też lokal jest oszpecony, ktoś porysował szyby. - Ostatnio dostałem list. Tam jest napisane, że nie mogę jeść polskiego chleba i mam trzydzieści dni na wyprowadzenie się z Warszawy. Nie wiem kto to zrobił - mówi ze smutkiem.
Zapewnia, że sprawę zgłosił na policję. Ale usłyszał, że funkcjonariusze wiele zrobić nie mogą. - Ulica Miodowa leży w Śródmieściu, a wciąż nie ma tutaj monitoringu. Powinien być, bezpieczniej czuliby się turyści. Ja z kawiarni nie zrezygnuje, kocham Polskę i tutaj zostanę. Jednak wszyscy musimy walczyć z rasizmem - podkreśla.
Przyjazne miasto wyśle patrole
W środę kawiarnie odwiedziła też Hanna Gronkiewicz-Waltz."Spotkałam się z Salarem, Irańczykiem, którego kawiarnię w #Warszawa kilkukrotnie zdewastowano. Nie ma zgody na rasistowskie ataki w stolicy!" - napisała później na Twitterze.
Spotkałam się z Salarem, Irańczykiem, którego kawiarnię w #Warszawa kilkukrotnie zdewastowano. Nie ma zgody na rasistowskie ataki w stolicy! pic.twitter.com/RvKiR8z0Yf— Hanna Gronkiewicz (@hannagw) 1 marca 2017
Rzecznik ratusza Bartosz Milczarczyk zapewnia, że prezydent chciała "wysłuchać i dowiedzieć się jak się ta sytuacja objawiła". - To była ciepła rozmowa - relacjonuje i dodaje: - Chcemy żeby Warszawa była pojmowana jako miasto przyjazne. Dlatego poprosiliśmy straż miejską o dodatkowe patrole w tym miejscu. Ważne jest, żeby w Warszawie wszyscy czuli się bezpiecznie.
Ale pytany o to, czy ratusz ma jakieś inne pomysły na walkę z coraz częstszymi incydentami o rasistowskim podłożu nie ma za wiele do powiedzenia: - Może będą kolejne - ucina.
Robert Szumiata z komendy w śródmieściu potwierdza, że policja za każdym razem była informowana o incydentach w kawiarni. Ale oficjalne zgłoszenie wpłynęło dopiero we wtorek i dopiero teraz mundurowi zaczną działać. - Właściciel kawiarni złożył oficjalne zawiadomienie. W nocy z 25 na 26 lutego ktoś porysował szyby lokalu, włożył przedmioty do zamka, zostawił również list - potwierdza w rozmowie z tvnwarszawa.pl.
A co policja zrobi, by Warszawa była przyjazna i bezpieczna? Bez zaskoczenia: - Wyślemy dodatkowe patrole - zapowiada Szumiata.
Sam Farsi jest wdzięczny za zainteresowanie jego sytuacją, a o spotkaniu z prezydent miasta mówi dyplomatycznie, że "była to przyjemna rozmowa". Ale nie kryje, że od "przyjaznego" miasta oczekuje trochę więcej. - Żyjemy w XXI wieku, w czasie globalizacji. Imigracja od dawna była i będzie. Nie możemy powiedzieć: od teraz będziemy robić izolację. Możemy jakoś pomóc, pokazać, co ludzie z innych krajów robią w Polsce? Może jakiś program edukacyjny? - zastanawia się Farsi.
Właściciel restauracji o edukacji Polaków
kz/r