- Mamy 140 tys. podpisów pod wnioskiem o przeprowadzenie referendum. Z doświadczenia wiem, że część podpisów zostanie odrzucona i zabraknie nam wystarczającej liczby - przyznał podczas poniedziałkowej konferencji prasowej Piotr Guział, inicjator referendum. Jak dodał, kilka procent więcej głosów to za mało, by angażować "komisarza wyborczego i narażać na dodatkowe koszty".
Za mała "górka"
Minimum podpisów jakie trzeba było zebrać pod wnioskiem to 132 700 tysięcy, więc teoretycznie zebrano ich wystarczająco dużo, aby rozpisać referendum. Ale, aby realnie myśleć o odwołaniu prezydent stolicy, należy mieć "w zapasie" co najmniej kilkadziesiąt tysięcy. Dlaczego? Jak pokazały ubiegłe lata, duża część nie przechodzi skrupulatnej weryfikacji. Kwestionowane np. za podanie błędnych danych, czy podpisy osób niezameldowanych w Warszawie. - Zdarzają się też podpisy podwójne, ludzie tak chcą zmiany, że podpisują się 2-3 razy. Aura też nie sprzyja, każdy gna przed siebie, szczególnie w chłodne dni - tłumaczył Guział.
Podczas poprzedniej próby odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz przez Guziała odrzucono co najmniej 30 tys., ale zebrano ponad 230 tys., więc udało się osiągnąć minimum. W 2011 roku, kiedy prezydent Warszawy próbowano odwołać z inicjatywy PiS, zakwestionowano ok. 50 tysięcy podpisów i do referendum nie doszło.
Piotr Guział o partiach politycznych
"Nieważna jest przyzwoitość"
Piotr Guział zarzucił też bierność m.in., politykom PiS, że nie przyłączyli się do akcji referendalnej.
- W Polsce dzieje się coś bardzo złego. Spór pomiędzy PO a PiS powoduje, że wszystko inne jest nieważne. Nieważna jest przyzwoitość, nieważna jest uczciwość. Nieważne są standardy. Hanna Gronkiewicz-Waltz postanowiła trwać na stanowisku, jej partia ją wspiera, a inne partie są zainteresowane, żeby ten spektakl trwał jak najdłużej. To jest właśnie powód, dlaczego nie zebraliśmy wystarczającej liczby podpisów - skomentował inicjator akcji.
Sięgał też po mocne porównania. - Wszyscy wy w opozycji do Hanny Gronkiewicz-Waltz, macie usta pełne frazesów, wzniosłe i wielkie słowa wypowiadacie ilekroć jesteście w telewizji i radiu. Kiedy przyszedł czas nie słów, a czynów zabrakło was. Zachowujecie się jak Armia Czerwona w 1944 roku. Staliście na brzegu i z szyderczym uśmiechem patrzyliście, jak Warszawa się wykrwawia - grzmiał.
Z kolei Piotr Ikonowicz z Ruchu Sprawiedliwości Społecznej, poinformował, że koniec kampanii referendalnej jest początkiem dwuletniej kampanii samorządowej pod hasłem "uspołecznienia Warszawy". - Apelujemy do PiS o bardzo szybkie przyjęcie ustawy reprywatyzacyjnej, które raz na zawsze zakończy ten skandal - podnosił.
Piotr Guział o politykach PiS
kz/PAP/b