"Nasze dziecko będzie umierało w cierpieniach"

Agnieszce i Jackowi prof
Źródło: TVN24

Ta sprawa budziła gorące dyskusje dwa lata temu. Dziś po raz pierwszy przed kamerami opowiedzieli o tym, co przeżyli, kiedy dr Bogdan Chazan odmówił legalnej aborcji, choć płód był ciężko i nieodwracalnie uszkodzony. - Kolejne miesiące były jednym wielkim koszmarem. Dziecko rosło, wodogłowie, które miało, się powiększało, ruchy dziecka były coraz silniejsze. Ja już wtedy miałam wrażenie, że ono cierpi - opowiada matka, Agnieszka w materiale programu "Czarno na białym".

Dziecko, o które starali się przez lata, po urodzeniu nie miało szansy na przeżycie.

Teoretycznie, zgodnie z prawem, to do nich należała decyzja, co w tej sytuacji zrobić. W praktyce zdecydował za nich dyrektor Szpitala im. Świętej Rodziny przy ul. Madalińskiego, w którym prowadzono ciążę, prof. Bogdan Chazan. Powołując się na klauzulę sumienia, odmówił przeprowadzenia zabiegu przerwania ciąży w kierowanym przez niego szpitalu.

Nie wskazał też kobiecie, choć zobowiązywały go do tego przepisy, innego lekarza lub placówki, gdzie można zabieg wykonać.

- To była świadoma decyzja prof. Chazana, że nasze dziecko będzie umierało w cierpieniach, bo on o tym wiedział, widział te badania i że my na to będziemy patrzeć. On nas do tego zmusił - mówił pani Agnieszka. Kobieta zgłosiła się w 22. tygodniu ciąży, kiedy aborcja była jeszcze zgodna z prawem. Przeciągające się procedury sprawiły, że zabieg stał się niedopuszczalny.

Kobieta urodziła dziecko, które zmarło niedługo po porodzie.

- Właśnie dlatego, że je kochaliśmy, chcieliśmy oszczędzić mu bólu - mówi matka. - Nagle ktoś, jednym zdaniem, powiedział, że nie - dodała. - Jego sumienie jest ważniejsze od tego, do czego ja mam prawo - skomentowała decyzję profesora Chazana. Jak dodał ojciec, Jacek, przerwanie ciąży było zgodne z ich sumieniem.

"Gdy usłyszałam, że dziecko żyje, to wcale nie poczułam ulgi"

- Kolejne miesiące były jednym wielkim koszmarem. Dziecko rosło, wodogłowie, które miało, się powiększało, ruchy dziecka były coraz silniejsze. Ja już wtedy miałam wrażenie, że ono cierpi, jeszcze będąc we mnie. Pragnęłam tylko i wyłącznie, żeby się wszystko zakończyło - mówi pani Agnieszka. - Inne matki, czekając na dziecko, planują kupno łóżeczka, wózka. My planowaliśmy pogrzeb, choć jeszcze byłam w ciąży.

Czytaliśmy informacje o tym, jak może ten pogrzeb przebiegać, jakie muszą być spełnione wymagania - dodaje. Jak mówi kobieta, naprawdę czekała na to, "żeby urodzić dziecko, żeby mogło umrzeć". - Tylko po to. Zresztą, gdy się obudziłam jeszcze na sali porodowej, to zapytałam tylko o jedno: czy dziecko żyje. Gdy usłyszałam, że tak, to wcale nie poczułam ulgi, tylko przerażenie, jak długo będzie umierało - wspomina.

Przez dwa lata odmawiali wywiadów

Agnieszka i Jacek nieprzypadkowo zdecydowali się zabrać głos właśnie dzisiaj. To efekt kolejnej dyskusji o zaostrzeniu prawa aborcyjnego, w tym - wypowiedzi, że nawet ciąże bardzo trudne powinny kończyć się porodem. Mówił o tym np. Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla PAP.

- Będziemy dążyli do tego, by nawet przypadki ciąż bardzo trudnych, kiedy dziecko jest skazane na śmierć, mocno zdeformowane, kończyły się jednak porodem, by to dziecko mogło być ochrzczone, pochowane, miało imię. Chcemy, by było to możliwe ze względu na realną pomoc, która będzie udzielana także ze środków publicznych. Oczywiście mowa tylko o tych przypadkach trudnych ciąż, gdy nie ma zagrożenia życia i zdrowia matki. Będziemy rozwijać te wszystkie instytucje, takie jak m.in. hospicja prenatalne, które dzisiaj są społeczne, będziemy się starać, by kobieta, która znalazła się w takiej sytuacji, otrzymała bardzo poważną pomoc - mówił prezes PiS.

CZYTAJ TEŻ NA TVN24.PL

mart//rzw

Czytaj także: