W kwietniu zeszłego roku, 22-letni wtedy Jacek T. po pijanemu podpalił trzy samochody w Śródmieściu i cztery w Ursusie. Szybko został zatrzymany, a materiał dowodowy pozwolił prokuraturze o wniesienie dwumiesięcznego aresztu. Szybko go jednak opuścił.
Po wpłaceniu kaucji
- Z naszych informacji wynika, że mężczyzna dostał dwa miesiące aresztu, ale został zwolniony po dwóch dniach po wpłaceniu kaucji – mówi w rozmowie z Martą Klos, reporterką TVN24 Maciej Karczyński, rzecznik stołecznej policji. – Teraz jest podejrzany o ostatnie podpalenia aut w Śródmieściu – dodaje.
"Najważniejsze bezpieczeństwo mieszkańców"
Policja przekonuje, że ma przeciwko Jackowi T. mocne dowody. - Na podstawie monitoringu miejskiego, relacji świadków i mocnych informacji z naszej "policyjnej kuchni" wytypowaliśmy sprawcę – mówi Karczyński. - Dla nas najważniejsze jest by mieszkańcy czuli się bezpiecznie, dlatego od samego początku intensywnie pracowaliśmy nad tą sprawą - podkreśla.
Jackowi T., za zniszczenie mienia grozi do 5 lat więzienia.
„Strzelały jak petardy”
W nocy z soboty na niedzielę spłonęło 7 aut zaparkowanych w okolicach placu Zbawiciela, na ulicach Oleandrów, Nowowiejskiej oraz Natolińskiej. Auta były zaparkowane w odległości kilkudziesięciu metrów od siebie, więc nie było możliwości, by zajęły się ogniem jedno od drugiego.
- Spać nie można było. Baki strzelały jak petardy - relacjonuje Mirosław Celiński, mieszkaniec ul. Oleandrów - Wyszliśmy w nocy to strzelało jak fajerwerki – dodaje.
mjc/par