Przed Pałacem Prazydenckim znów spotkały się dwa światopoglądy. Po jednej stronie byli ci, którzy chcieli uczcić ofiary katastrofy smoleńskiej. Tuż obok swoją pikietę zorganizował Dominik Taras, który zasłynął akcją mającą ośmieszyć obrońców Krzyża.
Były znicze, kwiaty i biało-czerwone balony. - Około dwutysięczny tłum dotarł przed Pałac Prezydencki około godz. 21. Przyszedł też jak co miesiąc Jarosław Kaczyński. Były modlitwy i nawoływania o pamięć - relacjonuje Przemysław Wenerski. Prezes PiS od swoich zwolenników dostał brawa.
W tym samym czasie, tuż obok, kilkadziesiąt osób świętowało urodziny Chucka Norrisa. Pomysłodawcą i organizatorem akcji był Dominik Taras. - To czysty przypadek, że obchodzi 10 marca urodziny - tłumaczył urzędnikom organizator akcji.
- Słychać sto lat, ludzie krzyczą hurra - relacjonował Lech Marcinczak, reporter TVN Warszawa.
Policja, straż miejska i BOR
Spokoju na miejscu pilnowali policjanci, strażnicy miejscy i oficerowie Biura Ochrony Rządu. Ustawiono także barierki, żeby oddzielić od siebie uczestników obu demonstracji. Krakowskie Przedmieście zostało także zamknięte dla ruchu.
Ratusz: nie mogliśmy im zabronić
Ratusz wielokrotnie już podkreślał, że w podobnych przypadkach nie może odmówić zezwolenia na organizację demostracji (wyjątek zrobił tylko dla marszów za legalizacją marihuany). Upewniliśmy się jednak, czy żaden przedstawiciel miasta nie proponował Tarasowi przeniesienia happeningu - w końcu organizuje imprezę w miejscu, w które mają przyjść inni ludzie, by uczcić pamięć pamięć zmarłych. Przedstawicielka ratusza nie chciała rozwijać tej kwestii:
- Konstytucja gwarantuje obywatelom wolność zgromadzeń w wyznaczonym przez nich miejscu i czasie. Jeśli organizatorzy zapewniają, że demonstracje maja charakter pokojowy, a tak jest w tym przypadku, to nie możemy odmówić - tłumaczy Magdalena Łań z biura prasowego.