Jeśli ktoś chciałby szukać dowodów na to, że plac Defilad jest miejscem przeklętym, to dostarczy mu ich historia nie-budowy Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Choć trudno w to uwierzyć, instytucja, która istnienie bez mała 12 lat, wciąż nie ma swojej docelowej siedziby.
Dziś trudno nawet wyobrazić sobie porozumienie ponad politycznymi podziałami, które dało początek Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Była to bowiem wspólna inicjatywa prezydenta stolicy Lecha Kaczyńskiego i ministra kultury w rządzie Leszka Millera Waldemara Dąbrowskiego. Był 29 kwietnia 2005 roku.
Jeszcze w tym samym roku ratusz wskazał lokalizację na placu Defilad, a potem ogłosił pierwszy międzynarodowy konkurs na projekt. Polska weszła właśnie do Unii Europejskiej i chciała prezentować się jako kraj nowoczesny, nadrabiający zaległości w stosunku do Zachodu. A świat - jeszcze nie dotknięty kryzysem - przeżywał zachłyśnięcie starchitektami i ciągle wierzył, że do powtórzenia "efektu Bilbao" wystarczy jeden drogi, spektakularny budynek. Powszechnie liczono, że stolica zyska w MSN architektoniczny symbol przemian, który przy okazji rozpocznie zabudowę placu Defilad i symbolicznie zdetronizuje Pałac Kultury.
Konkurs, którego nie było
Ogromne nadzieje prysły błyskawicznie: meandry prawa o zamówieniach publicznych zmusiły do obwarowania konkursu taką liczbą obostrzeń, że największe światowe pracownie nie tylko nie mogły wziąć w nim udziału, ale zaczęły wręcz protestować i demonstracyjnie się wycofywać. Konkurs odwołano w atmosferze skandalu, który miał jednak pozytywny efekt: przyczynił się do przyspieszenia prac nad zmianami w ustawie.
Część gwiazd architektury zbojkotowała kolejny, ale ten - ogłoszony 27 lipca 2006 roku przez Kazimierza Marcinkiewicza - potoczył się zgodnie z planem. Wpłynęło 109 prac, a 18 lutego 2007 roku w biurowcu Focus odbyła się spektakularna uroczystość ogłoszenia wyników. Prowadził ją były już naczelny architekt miasta i szef jury Michał Borowski razem z nową prezydent Warszawy - Hanną Gronkiewicz-Waltz, która pełniła funkcję od trzech miesięcy, a jedną z jej pierwszych decyzji było właśnie odwołanie Borowskiego.
Gdy na ekranie pojawiła się wizualizacja minimalistycznego budynku zaprojektowanego przez znanego tylko fanom zupełnie niemodnej wtedy architektury Szwajcara Christiana Kereza, przez tłum przeszedł jęk zawodu. A już kilkanaście minut później wybuchł kolejny skandal - okazało się, że jury nie było zgodne co do werdyktu. Zaraz potem rada programowa MSN zaapelowała do ministra kultury o... odstąpienie od realizacji zwycięskiej pracy!
Mandat na powitanie
Rozpętała się burza. Christian Kerez nie zdążył nawet przyjechać do Warszawy, a już musiał tłumaczyć się z zarzutów, że zaprojektował "supermarket". Nikt nie używał jeszcze wtedy słowa "mem" w odniesieniu do krążących w sieci żartów, ale jednym z pierwszych warszawskich memów właśnie była wizualizacja MSN z dorysowanym logiem jednego z hipermarketów (obrazek, który Kerez powiesił sobie zresztą nad biurkiem w Zurychu).
Jego pierwsza wizyta w Warszawie też zaczęła się symbolicznie. Zanim udzielił jednego z pierwszych wywiadów, fotoreporter "Dziennika" chciał zrobić mu zdjęcie na tle Pałacu Kultury. Kerez wyszedł z hotelu Polonia i - jak gdyby nigdy nic - przeszedł przez Aleje Jerozolimskie. Prosto na radiowóz, którego załoga wlepiła mu mandat.
To było pierwsze, prorocze zderzenie szwajcarskich nawyków z polską rzeczywistością.
Przez miasto przetoczyła się wtedy ostra, angażująca nie tylko ekspertów, ale też zwykłych mieszkańców debata o architekturze. Z perspektywy czasu można na nią patrzeć, nawet jak na początek sporu o kształt miasta, z którego wyrosły potem ruchy miejskie, i który Muzeum Sztuki Nowoczesnej dziś samo prowadzi tak ciekawie, że niedawno dostało za to... nagrodę prezydent miasta.
Kerez tłumaczył się nawet nie tyle z założeń swojego projektu (w dużej mierze wynikających z zapisów planu miejscowego), co ze swojej minimalistycznej architektury. Mówił o jej sile prostoty i o tym, że Pałacem Kultury nie da się wygrać inaczej, niż negując jego wertykalną bryłę pełną ozdób prostym, horyzontalnym pawilonem.
Nie wszystkich przekonał, ale spór został przecięty po kilku tygodniach. Minister kultury Kazimierz Michał Ujazdowski wspólnie z Hanną Gronkiewicz-Waltz (znów ponad podziałami) zapowiedzieli, że projekt Szwajcara będzie realizowany. Zaraz potem do dymisji podali się dyrektor MSN Tadeusz Zielniewicz i przewodnicząca rady programowej Anda Rottenberg.
Projekt, który nie powstał
W tym momencie MSN istniało tylko na papierze; nie miało siedziby, kolekcji, dyrekcji ani zespołu - było jedynie puste biuro w pawilonie przy Bielańskiej (dziś mieści się tam siłownia).
6 czerwca 2007 roku władzę nad nieistniejącym muzeum objęła nowa dyrektor - sprawująca tę funkcję do dziś Joanna Mytkowska. Zapowiadała, że prace budowlane na placu Defilad ruszą w... 2009 roku, a zakończą się w 2012 (jak wszystko w tym czasie, choć trochę przypadkiem, miało być gotowe "na Euro").
- Teraz trzeba szybko załatwić wszystkie formalności związane z umową z architektem i pozwolenia na budowę - mówiła w wywiadzie dla "Dziennika".
W 2008 roku muzeum wprowadziło się do Emilii - najpierw do dawnej części biurowej w parterze bloku mieszkalnego, a potem do pawilonu wystawowego. I z marszu pokazało swój potencjał - stało się instytucją, która przyciąga tłumy i potrafi zaciekawić sztuką współczesną szeroką publiczność. Stało się też miejscem, gdzie toczyły się spory o kształt miasta, czego efektem jest wędrujący festiwal "Warszawa w budowie". MSN błyskawicznie udowodniło, że zasługuje na siedzibę i że jest w tym mieście po prostu potrzebne.
Tymczasem realizacją projektu zajął się Stołeczny Zarząd Rozbudowy Miasta. Eufemizmem będzie stwierdzenie, że współpraca ze szwajcarskim architektem układała się słabo. Zamiast zmierzać do końca, sprawy komplikowały się z tygodnia na tydzień. Nie do przejścia były spory o ostateczny kształt budynku, pogodzenie budowy z drążeniem łącznika I i II linii metra, dylatację, konstrukcję...
Frustracja narastała z obu stron. SZRM zarzucał Kerezowi, że nie wywiązuje się z umowy i nie dostarcza projektu. Szwajcar odbijał piłeczkę twierdząc, że miasto zmienia zdanie, dodaje do umowy nowe elementy (teatr, zagospodarowanie placu przed muzeum) i nie chce za nie płacić. Skarżył się, że współpraca z miastem rujnuje jego pracownię.
W końcu faktycznie ogłosiła ona bankructwo. Było to już jednak po tym, jak ratusz zerwał umowę na projekt i zapowiedział, że będzie walczył o zwrot przelanych już części wynagrodzenia za projekt.
Poszło o fakt, że Szwajcar nie dostarczył w terminie projektu wraz z pozwoleniem na budowę. Kerez tłumaczył, że nie mógł zdobyć pozwolenia, bo do tego potrzebne są akty własności działek, a tymi ratusz nie dysponował. I nie dysponuje do dziś, choć minęły ponad cztery lata, odkąd słono opłacony projekt Szwajcara wylądował w śmietniku. Bankructwo firmy architekta oznacza, że Warszawa straciła co najmniej 11 milionów złotych.
Tym sposobem, w maju 2012 roku, po pięciu latach prac, zamiast otwierać pierwszą wystawę, MSN wróciło do punktu wyjścia.
Procedura zamiast konkursu
Jedną z przyczyn nieporozumień z Kerezem był fakt, że musiał on pracować z dwiema stronami - SZRM był inwestorem, miał ostateczny głos i dysponował pieniędzmi, ale to zespół MSN uzgadniał z architektem program funkcjonalny budynku. Między architektem, muzeum i zarządem wytworzyła się atmosfera, która utrudniała współpracę.
Z tego błędu ratusz wyciągnął wniosek: tym razem to muzeum miało być inwestorem i zamawiającym, i to ono miało mieć decydujący wpływ na kształt swojej siedziby. Choć znów nie samo, bo tym razem już od samego początku założono, że w budynku znajdzie się też miejsce dla Teatru Rozmaitości.
Ku zaskoczeniu środowiska architektonicznego zrezygnowano z konkursu. Wybór projektu odbył się w trybie tzw. negocjacji z ogłoszeniem. I rzeczywiście, 31 lipca 2014 roku ogłoszono, że prace ruszą w 2017 roku, a budynek - a właściwie dwa osobne budynki, spięte miejskim placem - zaprojektuje Thomas Phifer.
Tego samego dnia na tvnwarszawa.pl informowaliśmy, że wbrew słowom Hanny Gronkiewicz-Waltz, miasto wciąż nie pozyskało jednej z niezbędnych działek, co może wstrzymać budowę.
W tym roku rozebrana została Emilia. Muzeum znów zajmuje tylko część biurową, a nad Wisłą powstaje tymczasowy pawilon.
Karol Kobos