Most płonął, nowoczesna łódź strażacka stała w garażu

Łódź motorowa typu RIB 301-Ł3
Łódź motorowa typu RIB 301-Ł3
Źródło: warszawa-straz.pl
Z pokładu barki wodociągowców oraz łodzi sprowadzonej z Płocka gaszono pożar mostu Łazienkowskiego. Tymczasem warszawska straż pożarna dysponuje nowoczesną jednostką, którą zakupiono niedawno za 800 tys. zł. W czasie akcji gaśniczej... stała w garażu. Dlaczego?

Początkowo strażacy mieli nadzieję, że pożar uda się opanować z brzegu. Ale ogień rozprzestrzeniał się zajmując kolejne części mostu. Strumień wody podawanej z lądu był zbyt słaby, dlatego zapadła decyzja o zaangażowaniu w akcję "Chudego Wojtka" - barki Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji, która obsługuje ujęcie wody na Wiśle, tzw. "Grubą Kaśkę".

"Chudy Wojtek" rusza do akcji

W okresie zimowym statek wodociągowców nie jest używany, dlatego jego uruchomienie wcale nie było pewne. Na szczęście wszystko poszło sprawnie.

- Postawienie "Chudego Wojtka" w stan pełnej gotowości operacyjnej w ciągu ekspresowych 60 minut wymagało nawodnienia opróżnionych instalacji chłodzących silniki i zatankowania paliwa. Było też zależne od sprawnego przybycia na miejsce załogi 13 marynarzy, którzy przebywali w sobotni wieczór w domach, położonych w różnych rejonach miasta. Konieczne było również zdemontowanie zapór przeciwśryżowych - relacjonuje tvnwarszawa.pl Roman Bugaj, rzecznik MPWiK.

O 19.30, czyli dwie godziny po wybuchu pożaru, statek MPWiK był już w okolicy mostu Łazienkowskiego. Na pokład weszli strażacy ze sprzętem i rozpoczęli walkę z językami ognia.

- Użyto dwóch armatek wodnych oraz instalacji przeciwpożarowej "Chudego Wojtka". Wodociągowe kotwiarki przewoziły na pokład statku zmieniających się strażaków, sprzęt gaśniczy i paliwo do pracującej motopompy. Statek musiał być ustawiony pod konstrukcją, by strumień wody mógł być skierowany pionowo w kierunku ognia. Z objętego pożarem mostu spadały płonące elementy i kapała gorąca smoła, a cały statek zasnuty był gęstym dymem – opisuje Roman Bugaj.

Pomogli strażacy z Płocka

Mimo zaangażowania i poświęcenia strażaków oraz marynarzy, ogień nie dawał za wygraną, trawił kolejne fragmenty drewnianych pomostów. - Efekt akcji prowadzonej z "Chudego Wojtka" nie był satysfakcjonujący. Prąd wody nie docierał wszędzie, gdzie powinien, ciśnienia było zbyt słabe – ocenia Tomasz Zieliński, reporter tvnwarszawa.pl, który obserwował akcję gaśniczą.

Na wodzie były już cztery łodzie warszawskiej straży, ale to małe jednostki ratownicze, z których bezpośredniej akcji gaśniczej prowadzić się nie da. Na pomoc wezwano strażaków z Wołomina, Garwolina i Płocka. W ocenie Zielińskiego, to właśnie przyjazd tej ostatniej ekipy był punktem zwrotnym w przebiegu akcji. – Łódź, którą przywieźli, wyposażona jest w działko wodno-pianowe, które dobrze poradziło sobie z ogniem – twierdzi nasz reporter.

Zastępca komendanta miejskiego Państwowej Straży Pożarnej w Warszawie st. bryg. Wojciech Łągiewka nie do końca zgadza się z takim stwierdzeniem. - Prowadzenie działań z poziomu wody znacznie przyczyniło się do spowolnienia rozwoju pożaru, jednak dopiero podanie prądów piany od wewnątrz konstrukcji mostu pozwoliło ostatecznie ugasić pożar – wyjaśnia.

Mają łódź, brakuje lawety

Akcja skończyła się, czas zadać pytanie, dlaczego warszawska straż musiała posiłkować się sprzętem z oddalonego o prawie 100 km Płocka, skoro od 2012 roku dysponuje własną, nowoczesną łodzią RIB 301 zakupioną za 800 tys. złotych? Sfinansowany przez miasto nabytek stał w sobotę w garażu przy ul. Modlińskiej, gdzie jest przechowywany w ciągu sezonu zimowego.

Aby przetransportować łódź z jednostki do portu, trzeba znaleźć... prywatnego przewoźnika, bo straż nie dysponuje własną lawetą. Ale, jak zapewnia komendant Łągiewka, w sobotę nie było z tym problemu.

- Łódź RIB 301-Ł3 była gotowa do użycia, znajdowała się w pobliżu Portu Żerańskiego. Był już przygotowany przewoźnik z lawetą do transportu łodzi, jednak ze względu na warunki atmosferyczne - zamarznięta śluza na Kanale Żerańskim - nie było możliwości wprowadzenia jej do działań – wyjaśnia.

Strażak podkreśla, że warszawki RIB ma zbliżone parametry techniczne ("jeżeli nie lepsze") do płockiego Fastera 650 CAT. Sęk w tym, że jest mniej mobilny. Rozmiary i inna konstrukcja sprawiają bowiem, że betonowe nabrzeże na Żeraniu jest jedynym miejscem w Warszawie, gdzie można bezpiecznie zwodować tę jednostkę (przy użyciu specjalnego strażackiego dźwigu).

Zamarznięcie śluzy oznacza całkowite uziemienie RIB-a.

Nieprzemyślany zakup strażaków?

Były szef jednostki ratownictwa wodnego w stolicy, do którego dotarł portal tvnwarszawa.pl, przekonuje, że RIB był całkowicie nieprzemyślanym zakupem, także z innego powodu. - W ogóle nie nadaje się pływania po Wiśle, bo ma zbyt duże zanurzenie - ok. 60 cm. Bez obawy zniszczenia dwóch potężnych, nieosłoniętych śrub, które napędzają tę łódź, można jej używać tylko przy wysokiej wodzie – przekonuje st. brygadier w stanie spoczynku inż. Maciej Kalinowski. - Tego zakupu nie skonsultowano z fachowcami, w efekcie Warszawa jest jedyną europejską stolicą pozbawioną jednostki z prawdziwego zdarzenia do działań pożarniczych prowadzonych z wody – oburza się.

Nasz rozmówca tłumaczy, że na płytkiej, kamienistej i piaszczystej w wielu miejscach rzece, lepiej sprawdziłaby się łódź płaskodenna o zanurzeniu, maksymalnie 40-centymetrowym.

Zastępca komendanta warszawskiej straży zapewnia, że na RIB-ie zakupy sprzętu wodnego się nie skończą. - Pierwszym etapem modernizacji jednostek pływających w jednostce o specjalizacji wodno-nurkowej była wymiana wysłużonego i niesprawnego technicznie kutra Żar na łódź ratowniczą o lepszych parametrach technicznych, szybszą i bardziej niezawodną, a następnie pozostałych jednostek wg posiadanych możliwości i potrzeb. Cały czas modernizujemy i ulepszamy sprzęt na wszystkich jednostkach ratowniczych – podsumowuje Wojciech Łągiewka.

Sobotnia akcja strażaków:

Działania straży pożarnej z Błękitnego24

Piotr Bakalarski

Czytaj także: