W piątkowym meczu 14. kolejki Lotto Ekstraklasy zapachniało sensacją. Korona Kielce prowadziła już z Legią 2:0, ale ostatecznie spotkanie skończyło się zwycięstwem warszawian 4:2.
Korona przegrała pięć poprzednich meczów ligowych i straciła w nich aż 18 goli. Tymczasem w piątek w starciu z mistrzem Polski już po 12 minutach prowadziła 2:0.
Najpierw Arkadiusz Malarz sfaulował w polu karnym Bartosza Rymaniaka i "jedenastkę" na bramkę zamienił Miguel Palanca. Chwilę później serię błędów rywali wykorzystał przy rzucie rożnym Rafał Grzelak.
Legia długo szukała właściwego rytmu i prezentowała się bardzo słabo, ale na przerwę schodziła już tylko ze stratą jednego gola. Pięknym uderzeniem z dystansu popisał się bowiem Guilherme.
Pogoń za kielczanami stała się łatwiejsza niemal od początku drugiej połowy, bo już w 49. minucie za drugą żółtą kartkę z boiska wyleciał Palanca. Chwilę później wyrównał Nemanja Nikolić, który z zimną krwią wykończył, no właśnie, podanie czy nieudany strzał Guilherme?
Superrezerwowy Prijović
W 59. minucie prowadzenie warszawianom dał... Rymaniak. Znów duże zamieszanie w polu karnym Korony, Aleksandar Prijović, który chwilę wcześniej wszedł na boisko, nacisnął na rywala i ten skierował piłkę do własnej bramki. Gospodarze twierdzili co prawda, że piłka nie przekroczyła linii, ale nie mieli racji.
Ostatnie 20 minut oba zespoły grały już w dziesiątkę. Z boiska wyleciał wracający po kontuzji Michał Pazdan, który, mimo gry z żółtą kartką, dwiema wyprostowanymi nogami zaatakował rywala. Chyba nawet go nie trafił, ale wślizg był bardzo agresywny i decyzja Tomasza Musiała mogła być tylko jedna.
Choć siły się wyrównały, gospodarze nie byli w stanie już specjalnie zagrozić bramce Malarza. Sama nadziała się jeszcze raz na atak rywala, gdy dośrodkowanie Miroslava Radovicia wykończył Prijović.
Korona Kielce - Legia Warszawa 2:4
iwan