Tydzień po finale Pucharu Polski Lech przyjechał do Warszawy naładowany, bo pałał żądzą rewanżu za ostatnia porażkę. - Bardzo liczę na sportową złość moich piłkarzy - mówił przed meczem trener gości Maciej Skorża.I faktycznie, Kolejorz zaczął szybciej, odważniej i agresywniej, przecząc wszystkim tym twierdzeniom, według którym Legia po poprzedniej sobocie będzie miała przewagę psychologiczną.Ale o pierwszych 45 minutach trzeba jak najszybciej zapomnieć. Bez goli, a strzałów i akcji z obu stron było jak na lekarstwo. Na stadionie pojawiło się kilkudziesięciu skautów, ale w przerwie pewnie żałowali, że za cel swojej podróży obrali tego dnia polską stolicę.
Zabójczy Lech
Nie wiadomo, co się stało w szatni obu zespołów, ale na drugą połowę wyszły jakby odmienione jedenastki. Efekt przyszedł piekielnie szybko. Ledwo po jej rozpoczęciu oszalał niebieski sektor z kibicami gości. W zamieszaniu w polu karnym najlepiej zachował się Darko Jevtić, który dobił piłkę i kazał Dusanowi Kuciakowi wyciągać futbolówkę z siatki.
Minęły dwie minuty i Słowak musiał zrobić to ponownie. Piłkę w środku boiska stracił kapitan Legii Ivica Vrdoljak, przejął ją Karol Linetty. Pomocnik Lecha przebiegł kilkanaście metrów, po drodze położył na murawę Inakiego Astiza (legionista chyba zbyt długo oglądał to, co zrobił Jerome Boateng w Barcelonie) i strzelił tak, że ręce same składały się do oklasków.
Rozdrażniona Legia
Za swój błąd Vrdoljak odpokutował chwilę potem, gdy do dośrodkowania wyskoczył jak koszykarz i trafił do siatki Jasmina Buricia (zdecydowanie najlepszego w Lechu, brawa dla Macieja Skorży za postawienie na Bośniaka). Legia wreszcie zaczęła grać swoje. Rozdrażniona rzuciła się na gości, doskonałe szanse na wyrównanie mieli Tomasz Jodłowiec i Orlando Sa, który po przerwie zmienił Marka Saganowskiego. Ale piłkę meczową miał inny rezerwowy Guilherme, który w ostatniej minucie strzelił z kilku metrów wysoko nad bramką.
Lech mógł postawić kropkę nad i wcześniej, ale Zaur Sadajew minimalnie pomylił się przy próbie lobowania Kuciaka. Kolejorz wyjeżdża z Warszawy z trzema punktami i na fotelu lidera. Teraz ma wszystko w swoich rękach.
twis