Policjanci badają sprawę włamania do domu dziennikarki Joanny Racewicz w Wilanowie. Skąpią szczegółów w sprawie śledztwa - nie chcą podać nawet informacji, czy kogoś przesłuchali.
- Są prowadzone czynności przez policjantów, w dalszym ciągu czekamy na zgłoszenia osób, które rozpoznają wizerunki mężczyzn. Zgłaszać można się do najbliższej jednostki policji lub komendy przy ulicy Malczewskiego - mówi tvnwarszawa.pl młodsza aspirant Marta Bejer z komendy w Wilanowie.
I dodaje, że póki co w związku z włamaniem nikt nie został zatrzymany.
Gdy zapytaliśmy (kilka razy), czy ktoś został przesłuchany, nie usłyszeliśmy odpowiedzi. Policjantka cały czas powtarzała, że przekazała wszystko co mogła, czyli niewiele.
Poszukiwani dwaj mężczyźni
Przypomnijmy, policja poszukuje dwóch mężczyzn. Pierwszy: wiek około 30-35 lat, wzrost około 175-180 cm, szczupła budowa ciała. Ubrany: kurtka koloru niebieskiego, spodnie dresowe koloru granatowego na głowie miał czapkę z daszkiem koloru czarnego.
Drugi: wiek około 35-40 lat, wzrost około 170 cm, szczupła budowa ciała. Ubrany: kurtka koloru czarnego, czarne krótkie spodenki, na głowie czapka z daszkiem koloru czarnego.
Kradzież nie była najgorsza
Do zdarzenia doszło 14 września w Wilanowie. Odniosła się do niego sama Joanna Racewicz. Jak pisaliśmy, podkreśliła, że nie sama kradzież jest dla niej najgorsza, ale fakt, że włamywaczy widział jej ośmioletni syn, który kilka minut wcześniej wrócił z zajęć.
"Potem tłum ludzi, policja, odciski palców, strach, zanim Go przytuliłam. Nie, nie chcę opisywać, co teraz czuje ośmioletni chłopiec i jak bardzo jest przerażony" – przyznała Racewicz.
Dziennikarka opisała całe zajście w mediach społecznościowych. CZYTAJ WIĘCEJ.
ran/b