Łukasz Wieczorek dotarł do wyników kontroli Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociagów i Kanalizacji. Wodociągowcy dokładnie sprawdzili, dlaczego po dwóch miesiącach od ułożenia nowych rur, jedna z nich pękła, a woda zerwała jazdnię. Według MPWiK firma użyła zbyt słabego sprzętu do łączenia rur.
Fuszerka wykonawcy
Po tej gigantycznej awarii sprzed tygodnia wodociągowcy z niedowierzania łapali się za głowy i szybko zaczęli szukać odpowiedź na pytanie: jak to możliwe, że z nowej rury zaczęła tryskać woda? Odpowiedź już jest. Rozkopywania dopiero co zalanego asfaltu można było uniknać.
- Wykonawca po prostu popełnił błędy podczas wykonania. Źle połączył rury. Użył zbyt słabego sprzętu. Teraz te błędy będzie naprawiał - wyjaśnia Izabela Jeżowska z MPWiK.
Jeszcze kilka dni temu kierownik prac mówił, że o fuszerce nie ma mowy. - Ja nic nie mówiłem takiego! - protestuje Józef Szczerba, kierownik prac.
Ale nagrana przez nas wypowiedź z 3 lutego nie pozostawia wątpliwości. - To nie była fuszerka. Ten wodociąg pracował już dwa miesiące. Jakby była fuszerka, to by od razu było - przekonywał wówczas ten sam kierownik. Dziś odsyła do firmy, w której pracuje. A ta kieruje nas z powrotem do MPWiK.
Firma uniknie kary
Mimo przekonania o winie wykonawcy, wodociągowcy nie zamierzają firmy ukarać. - Kar nie przewidujemy. Największą karą dla wykonawcy jest to, że jeszcze raz musi zrobić to, co już raz wykonał - mówi Izabela Jeżowska.
Pojawia się pytanie o brak nadzoru nad pracą zewnętrznej firmy. - Były przeprowadzone próby ciśnieniowe. Wszystko było dobrze. Nic nie wskazywało na to, że są tam jakieś błędy. Nie udało się wychwycić, ze to była zła zgrzewarka do rur - broni się przedstawicielka MPWiK.
Naprawa ma zakończyć się do końca lutego. Potem, jeszcze raz będzie trzeba wylać asfalt.
Łukasz Wieczorekbako/mz