Informacja w sprawie zakażeń u dwóch pracowników trafiła do kolejarzy 16 lipca. - Natychmiast po otrzymaniu tej informacji spółka ustaliła dane pozostałych pracowników, z którymi mieli kontakt. Osoby te zostały niezwłocznie powiadomione o zaistniałej sytuacji i odsunięte od czynności służbowych, by uniknąć dalszego kontaktu z podróżnymi i innymi pracownikami – informuje Katarzyna Grzduk, rzeczniczka prasowa PKP Intercity.
Jak dodaje, pociągi, w których pracowały zakażone osoby, zostały zdezynfekowane. Reporter TVN24 Michał Gołębiowski dowiedział się, na jakich trasach jeździli zakażeni kierownik pociągu i konduktorka (oficjalnie przewoźnik tego nie ujawnia). - Jeździli między innymi do Trójmiasta, do Katowic czy do Wrocławia, więc po całej Polsce - relacjonuje Gołębiowski.
Korzystali ze środków ochronnych
Rzeczniczka Intercity zapewnia jednocześnie, że zakażeni korzystali w pracy z maseczek, rękawiczek i okularów ochronnych. - Ich kontakt z podróżnymi podczas kontroli biletów odbywał się z zachowaniem bezpiecznego dystansu – mówi Grzduk.
Decyzją sanepidu na kwarantannie przebywa obecnie 23 pracowników przewoźnika. - Podejmowane są działania zapewniające odpowiednią obsługę przez drużyny konduktorskie pociągów kursujących z i do Warszawy. Ponadto pracownikom z potwierdzonym zakażeniem COVID-19 i ich rodzinom oraz pozostałym pracownikom, z którymi zakażeni mieli kontakt, ze strony PKP Intercity zapewniona została także możliwość skorzystania z pomocy psychologicznej – zaznacza. Ale, jak zauważyła w rozmowie z "Gazetą Stołeczną", która pierwsza podała informację, Joanna Narożniak z wojewódzkiego sanepidu: – To sytuacja rozwojowa. Zakażeń może być więcej.
- Zarówno PKP Intercity, jak i Główny Inspektor Sanitarny poinformowali, że pasażerowie mogą czuć się bezpiecznie, bo w pociągach są stosowane restrykcje sanitarne, nie ma możliwości, aby konduktorka czy kierownik pociągu mogli zagrozić pasażerom - podsumowuje reporter TVN24.
Czy pasażerowie są bezpieczni?
W Głównym Inspektoracie Sanitarnym dopytujemy, dlaczego nie zdecydowano od dotarciu do pasażerów, którzy mieli kontakt z dwójką zakażonych pracowników. - Po prostu nie było takiej potrzeby. Kierownik pociągu na co dzień stosował maseczkę z filtrem. Z 23 osób z tak zwanego bliskiego kontaktu wśród pracowników tylko jedna uległa zakażeniu, właśnie konduktorka. Pozostałe nie spełniają kryterium "bliskiego kontaktu" - odpowiada Jan Bodnar, rzecznik GIS.
A Joanna Narożniak dodaje, że decyzję podjęto na podstawie wywiadów epidemiologicznych, oceniając poziom ryzyka. - Definicja przypadku wskazuje wyraźnie na informację, że podejrzenie zachorowania może wystąpić, kiedy mamy do czynienia z kontaktem "face to face" przez około 15 minut. Coś takiego nie miało miejsca - wyjaśnia Narożniak. Zastrzega przy tym, że dochodzenie powiatowych inspekcji "nie jest zamknięte". - Sanepidy są dalekie od ignorowania takich sytuacji. Jak tylko zachodzi konieczność, po ocenie poziomu ryzyka, decydujemy się szukać pasażerów. Tutaj nie było takiej przesłanki - podkreśla w rozmowie z tvnwarszawa.pl rzeczniczka Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej.
Autorka/Autor: kz/b
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: PKP