W procesie o głośne zderzenie na rogu Fieldorfa i Meissnera sąd zakwestionował kluczową opinię eksperta od rekonstrukcji wypadków drogowych. Biegły, wydając swoją opinię, skorzystał z zeznań oskarżonego, gdy ten był jeszcze świadkiem. A to, zgodnie z procedurą karną, niedopuszczalne.
Przed Sądem Rejonowym dla Warszawy Pragi-Południe odbyła się w środę druga rozprawa w procesie w sprawie tragicznego wypadku z sierpnia 2016 roku, w którym zginęła rowerzystka, a pieszy i dwuletnie dziecko zostali ranni.
Na skrzyżowaniu Fieldorfa i Meissnera zderzyły się wówczas srebrna toyota i biały ford. Kierowca toyoty skręcał w lewo z Fieldorfa w Meissnera. Ford jechał prosto, w przeciwnym kierunku, w stronę Wału Miedzeszyńskiego.
Winą za wypadek prokuratura obciążyła Andrzeja J., który prowadził toyotę, bo wymusił pierwszeństwo na skrzyżowaniu. Jednocześnie śledczy uznali, że jadący fordem Michał W., choć znacznie przekroczył dopuszczalną prędkość, nie przyczynił się do spowodowania wypadku.
"Na jakiej podstawie pan to uczynił?"
Podczas środowej rozprawy sąd przesłuchiwał kolejnych świadków. Na koniec zostawił przesłuchanie biegłego - eksperta od rekonstrukcji wypadków drogowych. Jego opinia, jak zresztą w większości spraw dotyczących drogowych tragedii, jest kluczowa.
Biegły wkroczył na salę z animuszem.
Szybko jednak przekonał się, że tego dnia czekają go raczej słowa krytyki.
- Sąd ma do biegłego tylko jedno pytanie. Gdyby pan biegły zechciał wytłumaczyć, jak to możliwe, że na karcie 5 pańskiej opinii, a w aktach na karcie 302 powołał się pan na zeznania Andrzeja J.? - zapytała sędzia Iwona Wierciszewska.
- Ale… - próbował wtrącić ekspert.
- Proszę pozwolić sądowi dokończyć. Na jakiej podstawie prawnej pan to uczynił? - zapytała sędzia.
- Nie oparłem się na niczyich zeznaniach, to są przytoczone wypowiedzi świadków- odparł biegły.
- Był pan uprawniony do cytowania zeznań pana J.? Proszę wytłumaczyć sądowi. Wie pan, jaki status ma w tym postępowaniu Andrzej J.?
- Jest oskarżonym. Przedstawiając wypowiedzi uczestników i świadków, absolutnie nie opierałem się na jego zeznaniach, to mija się z prawdą. Dokonałem ponownej analizy, dzisiaj podtrzymuję treść opinii, mogę doprecyzować prędkość, z jaką samochód uderzył… - próbował tłumaczyć się biegły, ale sąd mu przerwał.
- Dziękuję na razie panu biegłemu - stwierdziła sędzia Wierciszewska, odsyłając go do ław dla publiczności.
Pogwałcenie zasad rzetelnego procesu i prawa do obrony
W czym problem? Chodzi o to, że Andrzej J., dziś oskarżony, na początku śledztwa był przesłuchiwany jako świadek. Jednak w momencie, kiedy postawiono mu zarzuty, jego wcześniejsze zeznania prokurator uznał za niebyłe. Nie tylko przestają mieć one jakiekolwiek znaczenie w sprawie, ale ich jakiekolwiek użycie w śledztwie czy w procesie jest niedopuszczalne.
Tymczasem biegły, jak zauważył w środę sąd, przytoczył fragmenty tych zeznań w swojej ekspertyzie.
Jak to możliwe, że prokuratura kończąc śledztwo i wysyłając akt oskarżenia do sądu, tego nie zauważyła? Nie wiadomo. W środę na sali rozpraw była inna prokurator, nie ta, która prowadziła postępowanie.
Biegły próbował się tłumaczyć. - Czy ja mogę się odnieść? - zagaił. Gdy sąd się zgodził, stwierdził: - Opinia jest oparta na materiale rzeczowym, a nie osobowym. W związku z tym, jeśli jest zbieżność między zeznaniami uczestnika a wnioskami opinii, to jest zbieżność przypadkowa.
- A czy pan biegły ma świadomość, że wydając opinię, nie można się opierać na zeznaniach osoby, której są stawiane zarzuty? - zapytała sędzia.
- Teraz mam - odpowiedział ekspert.
Sąd uznał, że niezbędna w tej sprawie jest nowa ekspertyza ze względu na to, że dotychczasowa była m.in. oparta o zeznania oskarżonego, które złożył jeszcze jako świadek. - Ich wykorzystanie jest niedopuszczalne w procesie karnym. To byłoby pogwałceniem zasad rzetelnego procesu i pogwałceniem prawa do obrony. Te zeznania nie istnieją - podkreśliła sędzia Wierciszewska.
Sąd powoła nowego biegłego po przesłuchaniu ostatniego świadka w tej sprawie, który bez usprawiedliwienia nie stawił się w sądzie.
Na koniec rozprawy biegły złożył sądowi rachunek za swoją ekspertyzę.
Piotr Machajski