Pani Daria relacjonuje, że szpital odwiedziła w niedzielę. Podkreśliła, że do budynku weszła "niepozornymi odrapanymi drzwiczkami" na poziom -1. Relacjonuje, że musiała wyjść dwa razy do sklepu, więc w sumie przeszła tamtędy sześć razy.
"Wielki na 4 centymetry"
"Za którymś razem coś na podłodze przykuło moją uwagę. Wcześniej tego nie było, zwróciłabym na to uwagę, bo uważnie stawiałam kroki, ponieważ chodzi się tam po płytach, które są chyba włazami do czegoś poniżej, i się całe ruszają. Otóż na ziemi leżał zabity przez kogoś (dosłownie przed paroma minutami, bo wiem, ile razy tamtędy chodziłam i było to w bardzo niedługim czasie) karaluch wielkości spokojnie 4 cm" – stwierdziła.
I załączyła zdjęcia, wśród niech jedno "z moim butem dla porównania wielkości":
Zdjęcia czytelniczki ze szpitala
Na tym jednak nie koniec. Z relacji naszej czytelniczki wynika, że po podłodze biegał też cały rój małych karaluchów. Choć jej nagranie jest nieostre, ona sama zapewnia, że nie były to mrówki. W rozmowie z tvnwarszawa.pl dodaje, że na oddziale był tylko jeden lekarz i nie miała komu całej sprawy zgłosić.
Nasz reporter zjawił się na miejscu w poniedziałek rano i po południu, ale karaluchów nie znalazł.
"Deratyzacja i dezynsekcja"
O sprawę spytaliśmy władze szpitala. - Nikt do mnie nie zgłosił się w tej sprawie, nie wpłynęło do nas pismo, nie mamy informacji od sprzątających. Mamy stałe umowy na deratyzację i dezynsekcję – zapewnia Ewa Więckowska, prezes Szpitala na Solcu.Jak zaznacza, szpital funkcjonuje 24 godziny na dobę, więc można zgłaszać takie przypadki.- Sprawdzimy to zgłoszenie. Teren szpitala jest sprawdzany systematycznie, a w przypadku zgłoszeń interwencje podejmowane są niezwłocznie - dodaje prezes.
ran/r
Zdjęcia czytelniczki ze szpitala