Prokuratorzy byli w szoku, kiedy kilka miesięcy temu "Frog" zamieścił w sieci nagranie z przejażdżki po stolicy. Widać na nim, że na początku siedział na fotelu pasażera. Sytuacja zmieniła się na parkingu przed jednym z centrów handlowych. N. i jego towarzysza rozbawiła jazda innego kierowcy. "Frog" postanowił pokazać mu jak się prowadzi. Za kierownicą luksusowego samochodu rozpoczął drift. Nagranie kończy się w nocy, tym razem są na nim dwa szybkie auta. Nie można jednak dostrzec, kto siedzi za kierownicą.
Do przestępstwa doszło w marcu, ale "Frog" zarzuty usłyszał dopiero w październiku. Nagranie znalazła w sieci prokuratorka, która oskarża N. w innym procesie przed stołecznym sądem. Przesłuchiwany w prokuratorze N. tłumaczył, że nie wiedział, że parking przed sklepem wchodzi w zakres nałożonego na niego zakazu. - Jest to osoba, która lekceważy orzeczenia wydane przez cztery niezależne sądy - mówi prokurator Marcin Saduś, rzecznik Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga.
"Jest Spiderman, jest Batman, jest i 'Frog'"
Żeby zrozumieć sytuację jednego z najbardziej znanych piratów drogowych, reporter "Czarno na Białym" spotkał się z byłym policjantem warszawskiej drogówki, który wielokrotnie stykał się z N.
- Jednych kręcą pończochy, drugich wiązanie i pejcze, a trzecich kręci szybka jazda. On jest święcie przekonany o tym, że jest nieśmiertelny i ma nadzwyczajne umiejętności, których nie posiadają inni. I dlatego ludzie się go czepiają, ponieważ on umie, on może. Ale nikt go nie rozumie w tych jego nadprzyrodzonych umiejętnościach. Wychowany na komiksach Marvela kolejny bohater. Mniej więcej tak, to by wyglądało. Jest Spiderman, jest Batman, jest i "Frog". To taka postać z bajki. Rewelacyjna. Ma nadumiejętności - ocenił policjant.
Po burzy, którą wywołały nagrania z szaleńczą jazdą, obiecywano, że państwo zrobi wszystko, żeby Robert N. na ulice nie wrócił. Faktycznie za ponad sto wykroczeń trafił do aresztu, zapłacił grzywnę i odebrano mu prawo jazdy. Zdaniem byłego policjanta "Frog" dobrze wykorzystał czas, kiedy o nim zapomniano. I dobrze wykorzystuje to, że system wobec piratów drogowych działa bardzo powoli.
Czy "Frog" nie boi się policji?
- Przede wszystkim mam wrażenie, że mamy do czynienia z osobą, która lekceważy bezpieczeństwo innych uczestników ruchu drogowego. My będziemy robić wszystko, żeby tacy kierujący nie jeździli po ulicach Warszawy - zapewnia Sylwester Marczak, rzecznik Komendy Stołecznej Policji.
We wrześniu "Frog" wpadł podczas rutynowej kontroli drogowej. Wolscy policjanci odkryli wtedy, że kierował, łamiąc zakaz sądowy. Wezwali lawetę i uniemożliwili mu dalszą jazdę. Ale człowiek, który złamał na raz kilka sądowych zakazów, spokojnie wrócił do domu.
- Mając wiedzę, że nie stosuje się do wyroku, z mojego punktu widzenia powinni zjechać z nim na dzielnicę. Wykonać czynności procesowe. Poinformować dyżurnego prokuratora, co mają z nim zrobić. Prokurator powinien wydać decyzję czy go zatrzymuje na 48 godzin i czy kieruje do sądu wniosek o areszt tymczasowy - stwierdził były policjant drogówki.
Stołeczna policja tłumaczyła, że to dlatego, że paradoksalnie Robert N. ma za dużo sądowych zakazów na raz. - W tej sytuacji mieliśmy przede wszystkim dokładną kontrolę. Sprawdziliśmy stan trzeźwości. Wszystkie czynności zostały wykonane. Pamiętajmy o tym, że mamy do czynienia z kierowcą, który ma kilka zakazów, kilka decyzji administracyjnych. W trybie przyśpieszonym te wszystkie informacje trzeba by było zebrać - wyjaśnił rzecznik KSP.
"Nikt się pewnie nie chce z nim kopać"
Według byłego policjanta drogówki, sposób działania policji i wymiaru sprawiedliwości przyczyna się do tego, że "Frog" czuje się bezkarny.
- Gdyby wiedział, że jadąc po ulicach Warszawy, pierwszy napotkany patrol może go "związać" i w ciągu 72 godzin stanie przed obliczem sądu, a ten sąd może być wkurzony, że musiał w niedzielę przyjść do roboty na dyżurze i powiedzieć: "Nie, trzy miesiące mu klepiemy. Bo nie stosuje się do wyroku sądu. Ma nas w nosie, musimy coś z tym zrobić". Pewnie mechanizm byłby inny. Ale jeżeli kończy się tym, że jedzie, policjanci zatrzymują go do kontroli i sami nie wiedzą, co ze sobą lub z nim zrobić... - ocenił.
Podobnego zdania jest jeden z funkcjonariuszy służących obecnie w warszawskiej policji. Podczas rozmowy z reporterem "Czarno na Białym" poprosił o zachowanie anonimowości. - Jeżeli ktoś go zatrzymuje z obowiązującym zakazem i go wypuszcza… Przecież to jest przestępstwo… Nikt się pewnie nie chce z nim kopać, nie mają czym. Są policjanci, którzy mają jaja i są policjanci, którzy nie mają jaj. Tacy, którym się nie chce, którzy chcą mieć spokój, którym za 3600 złotych miesięcznie nie chce się narażać - powiedział.
"Doszedł do wniosku, że w 50 procentach mu się udało"
Eksperci i policjanci są zgodni. By zapobiec dalszym popisom drogowym i łamaniu prawa, N. powinien trafić za kratki. - Inaczej on państwu dalej będzie środkowy palec pokazywał. A państwo nie może sobie na to pozwolić - ostrzega Janusz Popiel ze stowarzyszenia "Alter Ego", które zajmuje się pomocą ofiarom wypadków drogowych.
- Myślę, że N. jest takim przykładem, którego trzeba przynajmniej na parę lat ze społeczeństwa wyeliminować, żeby nie powodował zagrożenia w ruchu drogowym. Żeby nauczył się respektować przepisy prawa, bo prawo jest dla wszystkich - powiedział Wojciech Pasieczny, były szef warszawskiej drogówki.
O Robercie N. zrobiło się głośno za sprawą nagrań, które pojawiły się kilka lat temu w sieci. Na jednym z nich uciekał przed policją w okolicach Kielc. Na innym szalał na warszawskich ulicach. Za wykroczenia w Warszawie został skazany, ale za ucieczkę na kieleckich drogach już nie. - Mieliśmy dwie sprawy. W tym samym czasie. I okazuje się, że w Warszawie można było to zrobić i to zrobić dużo, ale Kielce nie zrobiły nic. Tam się sprawa przedawniła. Myślę, że z jego punktu widzenia, jak czytał to sobie w mediach, to doszedł do wniosku, że w 50 procentach mu się udało - stwierdził były policjant.
Dwa akty oskarżenia
Po usłyszeniu zarzutów w sprawie jazdy po parkingu przed centrum handlowym "Frog" sam zaproponował dla siebie karę - 10 tysięcy złotych za to, że złamał sądowy zakaz prowadzenia pojazdów.
- W naszej ocenie szkodliwość społeczna czynu popełnionego przez Roberta N. jest wysoka. Po przeanalizowaniu materiałów sprawy, które wypłyną z komisariatu policji w najbliższych dniach, podejmiemy dalsze decyzje procesowe. Nie mniej jednak, nie będziemy wnosili o kary o charakterze wolnościowym - powiedział prokurator Marcin Saduś, rzecznik Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga.
To, że "Frog" bez wątpienia wciąż czuje się bezkarny, to zdaniem byłego policjanta efekt tego, jak funkcjonuje dzisiaj drogówka, która po prostu nie przewiduje walki z kimś takim.
- Nikomu się nie opłaca poświęcać czasu na takiego "Froga" który w ciągu 12 minut popełnia 110 wykroczeń. Jak możemy wyjść na ulicę i zatrzymać kogoś, kto przejechał na czerwonym świetle. Statystycznie rzecz biorąc, to jest poprawa bezpieczeństwa. Zatrzymaliśmy, ukaraliśmy stu ludzi w ciągu dzisiejszej akcji. I tyle samo czasu, jeśli nie więcej, musielibyśmy poświęcić, żeby skarcić tego jednego człowieka. Statystyka nie broni naszej pracy - powiedział.
Jakiś czas temu, "Frog" na jednym z portali społecznościowych stwierdził, że się zresocjalizował. - Jeżeli mam być szczery, to nie wierzę, żeby się zresocjalizował. Nie ma takiej możliwości. On tak będzie jeździł do końca życia, czyjegoś lub swojego - stwierdził były policjant.
Przed sądem wciąż toczy się sprawa o przestępstwa, których zdaniem prokuratury "Frog" dopuścił się uciekając przed policją w okolicach Kielc i łamiąc wszelkie możliwe przepisy na ulicach Warszawy. Prokurator stara się udowodnić, że mogło to spowodować katastrofę w ruchu lądowym.
Pod koniec ubiegłego tygodnia do sądu trafiły dwa kolejne akty oskarżenia przeciwko "Frogowi". Dotyczą jazdy na parkingu przed centrum handlowym i jazdy bez uprawnień na Woli.
Leszek Dawidowicz, "Czarno na Białym"