Tragiczna w skutkach policyjna akcja w podwarszawskiej Magdalence (podczas próby zatrzymania groźnych bandytów zginęło dwóch antyterrorystów, 16 zostało rannych) badana jest przez wymiar sprawiedliwości już 14. rok. To trzeci proces w tej sprawie. Do tej pory nie zapadło prawomocne rozstrzygnięcie. Ostatni wyrok pierwszej instancji wydał we wrześniu 2015 roku Sąd Okręgowy w Warszawie. I trzeci raz uniewinnił troje oskarżonych oficerów. Od tego rozstrzygnięcia apelację złożyła jedynie matka jednego z policjantów, którzy zginęli w Magdalence. Prokuratura nie apelowała.
Kto za to odpowiada
W piątek w Sądzie Apelacyjnym w Warszawie odbyła się rozprawa odwoławcza.
Mec. Izabela Konopka reprezentująca matkę Mariana Szczuckiego, zmarłego antyterrorysty, przekonywała, że sąd pierwszej instancji nie zbadał sprawy wystarczająco dokładnie.
- W tej konkretnej sprawie należy ustalić, czy doszło do nieprawidłowości w planowaniu i przeprowadzeniu akcji. Wiele osób zginęło, wiele zostało rannych. Należy ustalić, czy ktoś za to odpowiada – mówiła.
Zdaniem obrońców było wręcz odwrotnie. Mec. Joanna Klemba, adwokat Grażyny Biskupskiej, byłej szefowej wydziału do walki z terrorem kryminalnym, podkreślała: - Sąd pierwszej instancji przeprowadził bardzo szerokie postępowanie dowodowe – stwierdziła. - Po lekturze apelacji mam wrażenie, że nie została ona dokończona. Np. wskazywana była kwestia, że z materiału dowodowego można było wyciągnąć inne wnioski, ale nie wskazano jakie.
Oczekiwałem konkretów, nie znajduję ich
Mec. Marek Małecki, obrońca Kuby Jałoszyńskiego, byłego dowódcy antyterrorystów, zaznaczał: - Mam pełną świadomość, że sąd okręgowy przeprowadził postępowanie niezwykle starannie. Nie potrafię się do apelacji odnieść w sposób merytoryczny, bo tam gdzie oczekiwałem konkretów, nie znajduję ich.
- Obrażenia, które odnieśli policjanci, były skutkiem wybuchu miny pułapki. Zresztą miny były dwie, na szczęście ta druga nie wybuchła. Nikt nie spodziewał się takiej determinacji przestępców - mówił adw. Piotr Dewiński, który bronił Jana Pola, byłego wicekomendanta stołecznego. - Wniesienie przez prokuraturę aktu oskarżenia przeciwko komendantowi Janowi Polowi było nieporozumieniem.
- Akcja w Magdalence była czymś niespotykanym na skalę europejską. Nigdy wcześniej żaden bandyta nie zaminował swojego domu – dodawał Marek Małecki. – Ci fantastyczni policjanci, którzy siedzą za mną, zasługują na to, by ich gehenna sądowa wreszcie się zakończyła. Ci ludzie oddali swoje zdrowie, życie prywatne, po to, żeby służyć naszemu państwu. Zostali wykluczeni z życia zawodowego na wiele lat. To nie ci policjanci odpowiadają za śmierć funkcjonariuszy. Odpowiadają za to bandyci Pikus i Cieślak – dodawał Marek Małecki.
300 stron uzasadnienia
Wszyscy oskarżeni i ich obrońcy wnieśli o utrzymanie wyroku uniewinniającego.
Z podobnym wnioskiem wystąpiła prokuratura, choć wcześniej, przez ponad dekadę konsekwentnie domagała się uznania winy oskarżonych oficerów.
- Po analizie orzeczenia sądu pierwszej instancji prokuratura nie znalazła podstaw do przychylenia się do apelacji – powiedziała prok. Hanna Gorajska-Majewska. - Nie znaleziono przekonujących podstaw, by uznać, że sąd (pierwszej instancji – red.) dopuścił się błędów. Uzasadnienie wyroku spełnia wszelkie wymogi. Sąd z dużą wnikliwością i drobiazgowością przeanalizował wszystkie dowody w tej sprawie, żadnego nie pominął - podkreślała.
Uzasadnienie wyroku w tej sprawie liczyło blisko 300 stron. A to tylko część jawna, bo druga część dotyczyła wątków objętych klauzulami tajności, po to by nie zdradzać "policyjnej kuchni”.
"Zawiłość sprawy”
Jednak zdaniem mec. Konopko sąd nieprzekonująco uzasadnił, dlaczego wyciągnął takie, a nie inne wnioski. Np. dlaczego uznał, że Kuba Jałoszyński, choć był w Magdalence, to nie dowodził szturmem (sąd uznał, że dowodził inny antyterrorysta – red.), dlaczego zawczasu nie zapewniono obecności karetek (zdaniem sądu, była obawa dekonspiracji, a karetki, które przyjechały po wybuchu i tak nie mogły pomóc rannym, bo byli pod ostrzałem przestępców), dlaczego odstąpiono od użycia strzelców wyborowych, choć dzień wcześniej planowano ich użycie (według sądu w ówczesnym stanie prawnym i tak nie mogliby strzelać do bandytów, poza tym było to niebezpieczne, bo strzelaliby zza pleców kolegów i przez gałęzie drzew).
Mec. Aleksandra Przecherska, pełnomocniczka matki drugiego ze zmarłych policjantów powiedziała, że nie będzie odnosić się do apelacji. Nie wniosła ani o utrzymanie wyroku, ani o jego uchylenie.
Ogłoszenie wyroku sędziowie odroczyli o dwa tygodnie ze względu na "zawiłość sprawy”.
Albo prawomocny wyrok albo czwarty proces
Sąd odwoławczy ma dwa wyjścia. Pierwsze to uwzględnić apelację oskarżycielki posiłkowej i przekazać sprawę do ponownego rozpatrzenia przez sąd pierwszej instancji. Wówczas proces musiałby się toczyć po raz czwarty, co zdarzało się nie raz w historii nie tylko stołecznego wymiaru sprawiedliwości. Wyjście drugie to oddalić apelację i utrzymać wyrok uniewinniający policjantów. Wówczas orzeczenie z września 2015 r. stałoby się prawomocne.
Jest też możliwe rozwiązanie pośrednie, czyli takie, w którym wobec części oskarżonych wyrok zostaje utrzymany, a wobec pozostałych przekazany do ponownego rozpoznania. Nie jest natomiast możliwe, by sąd podczas piątkowej rozprawy odwoławczej uznał winę oskarżonych. Nie może rozstrzygać na niekorzyść oskarżonych.
Eksplodowała bomba-pułapka
Tragiczna w skutkach akcja policji miała miejsce w nocy z 5 na 6 marca 2003 r. W Magdalence funkcjonariusze namierzyli dwóch groźnych bandytów: Igora Pikusa i Roberta Cieślaka. Obaj byli poszukiwani jako podejrzewani o udział w strzelaninie w podwarszawskich Parolach, gdzie rok wcześniej (22 marca 2002 r.) w wymianie ognia między gangsterami a policją zginął podkom. Mirosław Żak, naczelnik sekcji kryminalnej z komendy w Piasecznie.
Policjanci odkryli kryjówkę Pikusa i Cieślaka już 4 marca, ale nie zdecydowali się wówczas na ich zatrzymanie. Szturm na dom przy ul. Środkowej przypuszczono dopiero dzień później. Wzięło w nim udział 40 funkcjonariuszy – 28 antyterrorystów i 12 policjantów z wydziału do walki z terrorem kryminalnym komendy stołecznej policji. Gdy mundurowi podeszli pod budynek eksplodowała bomba-pułapka, a chwilę później z okien poleciały w ich kierunku granaty. Od wybuchów śmiertelnie ranni zostali nadkom. Dariusz Szczucki i podkom. Dawid Marciniak, 16 innych antyterrorystów zostało rannych.
Zginęli też obaj bandyci.
Piotr Machajski
Zobacz archiwalny materiał "Faktów" TVN o tej sprawie:
Sąd po raz kolejny uniewinnił policjantów
Źródło zdjęcia głównego: TVN24