Sąd Apelacyjny w Warszawie zajmie się w piątek sprawą policyjnej akcji w podwarszawskiej Magdalence, w której zginęło dwóch antyterrorystów. Oficerowie oskarżeni o popełnienie błędów podczas przygotowania i prowadzenia szturmu domu, w którym ukrywali się gangsterzy, byli już trzykrotnie uniewinniani.
Sprawa toczy się od niemal 14 lat, ale do tej pory nie zapadł w niej prawomocny wyrok. Oskarżeni: Grażyna Biskupska, była szefowa wydziału do walki z terrorem kryminalnym, Kuba Jałoszyński, były dowódca warszawskich antyterrorystów i Jan Pol, były wicekomendant stołeczny, byli już trzy razy uniewinniani. Ostatni raz we wrześniu 2015 r. Sąd uznał, że nie sposób było wykryć ładunku, którego eksplozja była przyczyną śmierci dwóch policjantów i obrażeń pozostałych.
– Wszyscy świadkowie podkreślali, że nie było wcześniej o nim (ładunku – red.) informacji. Gdyby były, nie przeprowadzono by akcji w ten sposób – mówiła w uzasadnieniu wyroku sędzia Anna Wierciszewska-Chojnowska.
Wcześniej, po każdym wyroku w pierwszej instancji prokuratura składała apelację. I sąd odwoławczy decydował, że sprawa musi zostać rozpatrzona ponownie.
W 2015 roku policjanci zostali uniewinnieni:
Tylko matka złożyła apelację
Tym razem jest inaczej, bo prokuratura odpuściła. Choć w swojej mowie końcowej prokurator Andrzej Ołdakowski żądał dla oskarżonych kar więzienia w zawieszeniu, to po zapoznaniu się z pisemnym uzasadnieniem sądowego werdyktu, zmienił zdanie. I, jak informował wiosną ubiegłego roku naczelnik wydziału śledczego Prokuratury Okręgowej w Ostrołęce (czyli przełożony prokuratora Ołdakowskiego), wyrok został uznany przez śledczych za słuszny.
Dlaczego zatem sprawa mimo to po raz trzeci trafiła na wokandę Sądu Apelacyjnego w Warszawie? Bo z wyrokiem nie zgodziła się matka Mariana Szczuckiego, jednego z oficerów, który zginął w Magdalence. Miała do tego prawo, ponieważ w procesie miała status oskarżycielki posiłkowej. Apelację złożyła tylko ona. Z podobnego prawa nie skorzystała druga z oskarżycielek, matka Dariusza Marciniaka, który również zmarł w wyniku tragicznej akcji.
Sąd odwoławczy ma teraz dwa wyjścia. Pierwsze to uwzględnić apelację oskarżycielki posiłkowej i przekazać sprawę do ponownego rozpatrzenia przez sąd pierwszej instancji. Wówczas proces musiałby się toczyć po raz czwarty, co zdarzało się nie raz w historii nie tylko stołecznego wymiaru sprawiedliwości. Wyjście drugie to oddalić apelację i utrzymać wyrok uniewinniający policjantów. Wówczas orzeczenie z września 2015 r. stałoby się prawomocne.
Jest też możliwe rozwiązanie pośrednie, czyli takie, w którym wobec części oskarżonych wyrok zostaje utrzymany, a wobec pozostałych przekazany do ponownego rozpoznania. Nie jest natomiast możliwe, by sąd podczas piątkowej rozprawy odwoławczej uznał winę oskarżonych. Nie może rozstrzygać na niekorzyść oskarżonych.
Archiwalny materiał o akcji z 2003 roku:
Eksplodowała bomba-pułapka
Tragiczna w skutkach akcja policji miała miejsce w nocy z 5 na 6 marca 2003 r. W Magdalence funkcjonariusze namierzyli dwóch groźnych bandytów: Igora Pikusa i Roberta Cieślaka. Obaj byli poszukiwani jako podejrzewani o udział w strzelaninie w podwarszawskich Parolach, gdzie rok wcześniej (22 marca 2002 r.) w wymianie ognia między gangsterami a policją zginął podkom. Mirosław Żak, naczelnik sekcji kryminalnej z komendy w Piasecznie.
Policjanci odkryli kryjówkę Pikusa i Cieślaka już 4 marca, ale nie zdecydowali się wówczas na ich zatrzymanie. Szturm na dom przy ul. Środkowej przypuszczono dopiero dzień później. Wzięło w nim udział 40 funkcjonariuszy – 28 antyterrorystów i 12 policjantów z wydziału do walki z terrorem kryminalnym komendy stołecznej policji. Gdy mundurowi podeszli pod budynek eksplodowała bomba-pułapka, a chwilę później z okien poleciały w ich kierunku granaty. Od wybuchów śmiertelnie ranni zostali nadkom. Dariusz Szczucki i podkom. Dawid Marciniak, 16 innych antyterrorystów zostało rannych.
Zginęli też obaj bandyci.
Piotr Machajski
Źródło zdjęcia głównego: TVN24