Małżeństwo, poszukiwane listem gończym za kradzież ponad półtora miliona złotych pensjonariuszce, nadal prowadzi dom opieki - ujawniają dziennikarze programu "Uwaga!" TVN. To możliwe, ponieważ do prywatnego domu opieki w podwarszawskim Nieporęcie niektórych pensjonariuszy kieruje pracownica socjalna szpitala w Grodzisku Mazowieckim.
Codziennym funkcjonowaniem prywatnego, nielegalnie działającego domu zajmuje się syn poszukiwanych listem gończym małżonków Małgorzaty i Cezarego Dulińskich.
Oni sami, według relacji ich syna, prowadzą domy dla staruszków za granicą w Niemczech i we Włoszech. Małgorzata i Cezary Dulińscy prawomocnym wyrokiem mają zasądzoną karę 3,5 roku więzienia, ale zignorowali wezwanie do stawienia się w zakładzie karnym. Obecnie poszukiwani są listem gończym.
ZOBACZ CAŁY MATERIAŁ NA STRONIE PROGRAMU "UWAGA!" TVN
Służby odpowiadające za kontrolę ośrodków pomocy społecznej pozwalają na funkcjonowanie nielegalnie działającej placówki. - Kilkakrotnie informowaliśmy Urząd Wojewódzki w Warszawie, że dom w Nieporęcie działa bez wymaganego zezwolenia - powiedział dziennikarzom "UWAGI!" Artur Oniszczuk z Prokuratury Rejonowej Praga Północ w Warszawie. I chociaż od ujawnienia skandalu z kradzieżą gigantycznej kwoty minęły już trzy lata, dom działa bez większych przeszkód.
Odcięta od kontaktów z siostrzeńcem
Dwa miesiące temu do prywatnego domu opieki w Nieporęcie trafiła 86-letnia pani Helena. Stało się to po tym, jak jej siostrzeniec znalazł ją leżącą na podłodze w swoim pokoju.
- Wciągnąłem ją (na łóżko - red.) i ona leżała tak trzy dni, w ogóle się nie ruszała. Nie pozwoliła nic koło siebie zrobić, tylko żeby dać jej święty spokój - relacjonuje Marek Fota, siostrzeniec Heleny W.
Ostatecznie zdecydował się wezwać na miejsce pogotowie. - Jak ją zabierała karetka z domu, ona walczyła, żeby nie jechać - wspomina. I chociaż zdaniem Marka Foty jego ciotka nie była zdolna do tego, by samodzielnie zdecydować, że chce trafić do domu opieki, do placówki w Nieporęcie przewieziona została.
Zaraz po tym pani Helena została odcięta od kontaktów z siostrzeńcem. Kobieta, która ma wart pół miliona złotych dom w Podkowie Leśnej oraz zagraniczną rentę, w międzyczasie podpisała notarialne pełnomocnictwo do swoich kont bankowych synowi skazanej właścicielki ośrodka.
Pełnomocnictwo przygotował ten sam notariusz, który kilka lat wcześniej kupił mieszkanie należące do innej okradzionej pensjonariuszki ośrodka w Nieporęcie. - Jeżeli oni wykorzystają wszystkie środki, które zgromadziła ciotka, mogą powiedzieć, że jej nie chcą. Że ją okradną i ją po prostu wystawią na bruk - przewiduje Marek Fota.
"Myślała, że jest w domu"
Każda próba dostania się do środka domu i rozmowy z bliską kończy się dla pana Marka stwierdzeniem, że pracownicy muszą skontaktować się z szefem, a następnie że brak jest zgody na odwiedziny.
- Gdyby w tym domu wszystko było zgodnie z przepisami, to nie stanowiłoby problemu, żeby rodzina odwiedziła swoją kuzynkę, bądź urzędnik państwowy sprawdzić warunki - mówi Ewa Zalewska, kierownik Ośrodka Pomocy Społecznej w Podkowie Leśnej, która także próbowała - początkowo bezskutecznie - wejść do domu opieki.
- Mam zadanie tutaj wejść i z podopieczną porozmawiać - mówiła podczas wizyty w Nieporęcie, ale w odpowiedzi, podobnie jak pan Marek, usłyszała, że wizyta musi być poprzedzona zgodą szefa placówki.
- Były tam Ukrainki, które powiedziały, że zadzwonią do pana Adriana, który przyjedzie i nas wpuści - relacjonuje Ewa Zalewska. Na miejsce wezwana została policja i dopiero w jej asyście kierowniczce OPS-u udało się wejść do pani Heleny.
- Pani Helena nie była do końca świadoma tego, co się dzieje. Była przekonana, że jest w Podkowie Leśnej u siebie w domu - opowiada Ewa Zalewska.
Pracownicy socjalni wraz z krewnym uznali, że niezbędne jest przeniesienie do innego ośrodka. Pani Helena trafiła już do państwowej placówki opiekuńczej. O całej sytuacji powiadomiono również prokuraturę.
UWAGA! TVN/ts/sk