"Guru" - tak o generale Zbigniewie Ściborze-Rylskim "Motylu" mówią powstańcy. Wspominają jego pewność, odwagę, ale i poczucie humoru. Mówią też o rozterkach, które przeżywał, gdy oskarżano go o współpracę z tajnymi służbami. - Odebrać dobre imię - to jest najgorsza kara dla człowieka o takiej przeszłości - podkreślają. Historię generała opowiada w programie "Czarno na białym" w TVN24 Daria Górka.
Historia generała rozpoczyna się w Browkach koło Kijowa, gdzie w 1917 roku przyszedł na świat. W rodzinnej posiadłości spędził pierwszy rok życia. Jego matka - Maria - prowadziła wtedy pamiętnik nazwany "Etapy życia syna". Tak opisywała ten pierwszy wspólny rok: "Gdy się urodził ten synuś mój mały, surmy bojowe z daleka mu grały. (...) Car abdykował, Rosja się chwiała, najstraszniejszych bezprawii doznała. Wierna służba nas w czas uprzedziła. I nam z domu wyjechać natychmiast radziła".
W 1918 roku roczny Zbigniew Ścibor-Rylski, wraz z rodziną, uciekł do Białej Cerkwi, później do Kijowa.
"Rozmawiał o wszystkim"
W rozmowie z reporterką TVN24 Ścibora-Rylskiego wspomina jego wnuk - Michał Kochański.
- Rozmawiał ze mną o wszystkim. To było niesamowite, zupełnie się nie czułem, jakbym rozmawiał z kimś kto ma 90 lat. On widział wszystko jakby miał lat 20, 30. Z humorem, otwartością, dystansem - mówi.
- Dziadek zapominał na przykład zamykać dom na noc, otwarte drzwi zostawiał. Rodzina się złościła, czemu tak jest, czemu tak do tego podchodzi, a on mówił wtedy, że przeżył wojnę, więc co mu się teraz może stać - wspomina dalej.
Do wojny Ścibor-Rylski był świetnie przygotowany. Ukończył szkołę podchorążych lotnictwa, służył w pułku lotniczym.
Prywatne fotografie generała, za zgodą rodziny, pokazujemy po raz pierwszy.
Dowódca kompanii
Uczestniczka Powstania Warszawskiego Halina Jędrzejewska pseudonim Sławka przypomina, że poznała generała drugiego dnia Powstania Warszawskiego. - To był bardzo przystojny mężczyzna i przy tym widać było w nim taki bardzo fajny stosunek do ludzi - wspomina.
Gdy wybuchło Powstanie, Ścibor-Rylski miał 27 lat. Był dowódcą kompanii w batalionie "Czata 49".
- To był człowiek, który miał pogardę śmierci w oczach. Brał pod uwagę, że może zginąć, ale szedł dalej. To był właśnie ten typ żołnierza, który bał się o swoich podkomendnych, natomiast nie bał się o siebie - opowiada o "Motylu" powstaniec Andrzej Wiczyński, ps. Antek.
- Bardzo dbał o to, żeby niepotrzebnie ludzie nie poszli i nie zginęli - dodaje "Sławka". Podkreśla, że życie po Powstaniu było dla niego bardzo trudne. - On przede wszystkim nie wrócił do Warszawy. Bardzo długo był poza Warszawą. Pojechał do Poznania, pod zmienionym nazwiskiem tam był i pracował - opowiada dalej.
"Był dla nas guru"
Wkrótce po Powstaniu generał zakochał się i zmienił swoje życie. - Moją żonę poznałem w 1946 roku w Gdańsku. Siostra Danusia poprosiła mnie, bym przekazał list Zofii Kochańskiej. Znały się z czasów wojny. Danusia ukrywała ją w czasie wojny z malutkim Maćkiem, także po Powstaniu. Słyszałem o niej, była kurierem wywiadu Armii Krajowej o pseudonimie Marie Springer. I tak poszedłem z listem Danusi, a w 1948 roku Zosia została moją żoną - mówił o swojej żonie sam Ścibor-Rylski.
Generał brał udział w każdej rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego. Z wyjątkiem tej ostatniej - zmarł 3 sierpnia, dwa dni po rocznicy. W swoim ostatnim rocznicowym przemówieniu w 2017 roku dużo mówił o propagowaniu pamięci o powstańcach i szacunku do każdego człowieka. Swoje słowa - jak sam podkreślał - kierował szczególnie do ludzi młodych. - Szacunek trzeba mieć do wszystkich, obojętnie jakich są poglądów, narodowości czy wyznania - mówił "Motyl".
Już wcześniej, w latach ’80 ubiegłego wieku zaczął angażować się w propagowanie pamięci o Powstaniu Warszawskim. Był założycielem i prezesem Związku Powstańców Warszawskich i jednym z inicjatorów budowy muzeum. - Powstanie było bardzo ważnym, jeśli nie najważniejszym etapem jego życia. Bardzo chciał, żeby wiedza o powstaniu przetrwała - wspomina "Sławka".
Andrzej Wiczyński generała Ścibora-Rylskiego osobiście poznał dopiero po Powstaniu. Jak twierdzi, kiedy usłyszał, w jaki sposób generał mówi o przeszłości, zaczął go uwielbiać. - Był taki moment, że ja go wycałowałem. Podszedłem do niego, ścisnąłem rękę i wycałowałem w dwa policzki - wspomina "Witek".
Powstańcy przekonują, że "Motyl" był dla nich prawdziwym guru. Dwukrotnie został odznaczony orderem Virtuti Militari - najwyższym polskim odznaczeniem wojskowym. Z rąk prezydenta Lecha Kaczyńskiego odbierał też Krzyż Wielki Orderu Odrodzenia Polski.
Oskarżenia o współpracę
Kilkadziesiąt lat po Powstaniu generał Ścibor-Rylski został oskarżony o to, że złożył nieprawdziwe oświadczenie lustracyjne, bo krótko po wojnie został tajnym współpracownikiem służb bezpieczeństwa PRL.
Proces o tak zwane kłamstwo lustracyjne ostatecznie nigdy nie ruszył. Wniosek o jego zawieszenie został złożony przed setnymi urodzinami Zbigniewa Ścibor-Rylskiego. - Postępowanie zostało zawieszone z uwagi na stan zdrowia generała - tłumaczył sąd.
- Bardzo to przeżywał, przeżywał to do końca swoich dni - przyznaje Władysław Strzałkowski, przyjaciel Ścibora-Rylskiego. - Mówił do mnie: "Waldeczku, czego oni ode mnie chcą, to jest nieprawda, przecież ja miałem rozkaz od Radosława Mazurkiewicza, ja tyle ludzi uratowałem - dodaje.
Sam generał tak mówił o współpracy: "Przyszedł rok 1947. Wzięli nas trzech, Jędrzejewskiego, Rachmielowskiego i mnie. Zawieźli nas na Kochanowskiego i kazali pisać życiorysy. Jeden z tych pracowników UB, przedstawił się jako Włodek, po przeczytaniu mojego życiorysu spytał, czy ja bym nie chciał pomóc im w pracy. (...) Powiedziałem, że muszę się zastanowić i żeby do mnie zadzwonił za trzy dni".
"Powiedział, żeby poinformować go, kto jest przeciwko temu reżimowi. Jak tylko o kogoś konkretnego się pytał, od razu te osoby ostrzegałem" - wspominał Ścibor-Rylski.
W aktach Instytutu Pamięci Narodowej czytamy: "Był on jednostką sprawdzoną, zasługującą na zaufanie, o zdrowych poglądach politycznych".
"Niedorzeczne rzeczy"
- Ja czytałem te akta dziadka i tam są tak niedorzeczne rzeczy napisane, że ktoś mógł to po prostu wymyślić, że on donosił na swoją teściową w USA. Na 90-letnią staruszkę? - mówi Michał Kochański, wnuk generała. Podobnie o całej sytuacji mówi "Sławka". - "Motyl", który by kogoś wydał to jest coś takiego niewyobrażalnego, absolutnie niewyobrażalnego - przekonuje Halina Jędrzejewska.
- To jest trudny moment. To były lata 50-te, generał z żoną to byli ludzie po przeszkoleniach, wywiadowczych, kontrwywiadowczych. Nigdy nie będziemy wiedzieli jak było naprawdę. W tej sprawie zawsze będzie słowo przeciwko słowu - mówi z kolei Jan Ołdakowski, dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego.
- Historycy nie są w stanie zanalizować, na podstawie dokumentów - okoliczności ani intencji [generała - red.]. Jednak wydaje mi się, że sytuacja, w której tyle osób ze stanu wojennego i ludzie, którzy kierowali tym systemem opresyjnym nie odpowiedzieli za zbrodnie, a osobą, która miała zostać ukarana za ewentualną współpracę będzie stuletni generał Armii Krajowej, to taka sytuacja zawsze budzi sprzeciw - dodaje.
Po oskarżeniach o współpracę generał Ścibor-Rylski musiał mierzyć się z atakami, nawet na cmentarzu, podczas rocznicy wybuchu Powstania. - Generał miał parę wystąpień takich dość ostrych, gdzie chciał uciszyć tych łobuzów, którzy krzyczeli i buczeli. Oni chcieli wesprzeć PiS, więc dawali odpór temu, co generał sobą reprezentował. A on stanął w obronie ciszy, ciszy na cmentarzu - przekonuje „Antek”.
Pogrzeb bez ważnych osób
Na pogrzebie generała nie pojawili się ani prezydent ani premier. - Chcieli go zlekceważyć, ja to tak odbieram - przyznaje "Sławka". Przypomina też scenę sprzed kilku lat, w której Ścibor-Rylski powiedział byłemu prezydentowi Bronisławowi Komorowskiemu: "panie prezydencie, zobaczymy się za pięć lat znowu". - Myślę, że tego niektórzy mu nie mogli wybaczyć. Chcieli go zniszczyć, poniekąd niszczyli, wspaniałego człowieka, który nie myślał o sobie, a myślał o innych - podsumowuje.
Oburzenia nie kryje też "Antek". - Odznaczony dwukrotnie Virtuti Militari. Samo to świadczy, że obowiązkiem prezydenta, ministra obrony narodowej i może jeszcze premiera, było być na tym pogrzebie - stwierdza. - Dali świadectwo braku wychowania własnego - to raz. Dwa, że mają gdzieś pana generała, a trzy - pokazali ludności Warszawy, że oni tylko pięknie mówią wtedy, kiedy są wybory i chcą je wygrać. To jest po prostu świństwo - ocenia.
Daria Górka, TVN24
kw/pm