Chcą łączyć rzekami Warszawę i Mazury. "Każda ingerencja kończy się katastrofą"

Obóz wędrowny Pałacu Młodzieży na rzece Narew
Obóz wędrowny Pałacu Młodzieży na rzece Narew
Źródło: Piotr Lewandowski

Przywrócenie połączenia wodnego Warszawy z Wielkimi Jeziorami Mazurskimi - zapowiedział minister gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej Marek Gróbarczyk. Patryk Jaki włączył sprawę do swojej kampanii wyborczej. Ale doświadczeni żeglarze negują ideę wielkich inwestycji i tłumaczą, że teraz też da się dopłynąć. Stanowczo przeciwni pomysłowi rządu są też ekolodzy.

Poprawienie warunków nawigacyjnych, budowa ostróg i budowli regulujących, umacnianie brzegów, pogłębianie, budowa podpiętrzeń. Takie plany przedstawił minister gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej Marek Gróbarczyk. Prace mają być wykonane na szlaku Stefana Batorego, prowadzącym z Warszawy do Krainy Wielkich Jezior Mazurskich rzekami Narew i Pisa. Łączny koszt wszystkich przedsięwzięć, jakie zaproponował minister, to około 426 milionów złotych. Inwestycja miałaby być gotowa za około 3-4 lata. - Udrażniamy Warszawę dla turystyki, dla sportu i rekreacji i otwieramy Warszawę na jeziora mazurskie - tłumaczył Przemysław Daca, prezes Wód Polskich.

"Opowiadanie bajek"

O opinię na temat modernizacji całego szlaku zapytaliśmy doświadczonego żeglarza z warszawskiego Pałacu Młodzieży.

- Czemu to ma służyć? Nie widzę sensu wydawania milionów złotych na modernizację tych pięknych naturalnych rzek. Narew, a w szczególności Pisa, płynie przez łąki i dzikie tereny. Przyroda jaką można podziwiać po drodze jest niesamowita. Ludzie płyną tym szlakiem, bo chcą przeżyć piękną przygodę - mówi Paweł Motel.

Według Motela, szlak można przepłynąć w każdej chwili, bez potrzeby wydawania setek milionów złotych na budowle hydrotechniczne. Twierdzi, że potrzeba modernizacji rzeki to "opowiadanie bajek".

- Jeśli ktoś nie umie jeździć na rowerze to wiadomo, że może się łatwo wywrócić. Tak samo jest z żeglugą. Potrzebne jest pewne doświadczenie do przepłynięcia szlaku z Warszawy na jeziora mazurskie. Żeby takie zdobyć wystarczy popływać trochę z doświadczonymi żeglarzami. Przed wyprawą trzeba zrobić wywiad - dowiedzieć się, jaki jest stan rzek, sprawdzić poziom wody i stan techniczny łodzi – opowiada nasz rozmówca.

"Rzeki utracą swoją dzikość"

Żeglarz twierdzi, że on sam, jak i jego znajomi, płynęli szlakiem Stefana Batorego. Uważa, że regulacja rzek, pogłębianie, budowanie spiętrzeń to zły pomysł, bo utracą one swoją naturalną dzikość.

- Takie zabiegi to robienie z tych rzek kanału spływowego. Nie róbmy tego. Jak chcemy popływać wśród betonu, to zapraszam na Kanał Żerański. Moim zdaniem moglibyśmy tylko poprawić stan portów i przystani, żeby można było podczas tej pięknej podróży wygodnie się zatrzymać. Popieram pomysł modernizacji portu w Ostrołęce - komentuje Motel.

Według niego są dwa argumenty za tym, żeby nie zmieniać obecnego stanu rzek.

- Po pierwsze: dziś żaglówki są tak konstruowane, aby miały jak najmniejsze zanurzenie. Te które możemy teraz kupić mają płaskie dno i zanurzenie do kilkudziesięciu centymetrów. Dzięki temu można przybić w dowolnym miejscu do brzegu. Nawet przy niskim stanie wody da się przepłynąć takimi rzekami jak Pisa i Narew. Są to łódki o współczesnej konstrukcji, których używa teraz większość żeglarzy. Po drugie, każdy kto chce zapewnić sobie wiele żeglarskich wrażeń na Mazurach, ale nie chce płynąć rzekami, dysponując autem z hakiem, może zapakować swoją łódź na przyczepkę i w około trzy godziny być nad jeziorem Nidzkim, gdzie zwoduje żaglówkę - twierdzi żeglarz.

Opinię na temat modernizacji rzek przekazał nam też inny żeglarz ze znanej warszawskiej organizacji, który chciał pozostać anonimowy.

- Oczywiście myślę, że każdy żeglarz bardzo by chciał, aby taki pomysł został zrealizowany. Uważam jednak, że nie ma szans, żeby doszło to do skutku. Teraz też można dopłynąć z Warszawy na Mazury - najlepiej wiosną, kiedy stan wody jest wysoki - przy przepustowości 20-30 centymetrów uważając na wszystko. Sam nie raz pokonałem tę piękną trasę. Jednak plany, które zabiorą miliony złotych, są według mnie nierealne. Nie wyobrażam sobie pogłębienia całej Narwi; regulacja rzeki, usunięcie większych kamieni i tym podobne nie ma sensu, bo i tak rzeka sobie to z powrotem wyreguluje - powiedział żeglarz.

Droga w przeciwną stronę

Sceptyczny jest też wędkarz Paweł Gugała. Twierdzi, że ten kierunek zmian to powielania błędów, których dopuściły się kraje zachodniej Europy. Tyle, że one teraz je odkręcają.

- Nasi zachodni sąsiedzi idą w stronę renaturyzacji rzek, za to my wchodzimy w etap zmian, które skończą się katastrofą ekologiczną. Każda ingerencja w naturalny bieg rzeki jest zła. Organizmy nie mogą się rozmnażać, zmienia się natlenienie, a co za tym idzie, robi się śmierdzący kanał zamiast rzeki. Gatunki ryb po upływie pięciu do maksymalnie dziesięciu lat zanikają i zostają tylko te najbardziej podstawowe, które potrafią żyć w tym mule - twierdzi wędkarz.

Według niego, rzeki powinny być pielęgnowane, ale tylko przez odmulanie, usuwanie karczów, połamanych konarów, czyli w zakresie ogólnej dbałości o nabrzeża. - Najgorsze w rzekach są zapory, które prędzej czy później urzędnicy będą chcieli budować. Niby są teraz sposoby na budowanie jakiś betonowych przepławek dla ryb, ale według mnie jest to "pic na wodę, fotomontaż" - komentuje.

Ekolodzy mówią stanowcze "nie"

Na "nie" są także ekolodzy. - Nasze stanowisko jest niezmienne w tej sprawie. Jesteśmy przeciwni regulowaniu i ingerowaniu w naturalny bieg jakiejkolwiek rzeki. Nie tylko tych konkretnych, o których mówimy - Narwi i Pisy - ale każdej - powiedziała Katarzyna Karpa-Świderek, rzeczniczka fundacji WWF Polska.

Według fundacji, "powinno się dostosować łódź do rzeki, a nie rzekę do łodzi". Wszelkie pogłębianie, zmienianie toru wody, betonowanie i wszelkie podobne działania, to ingerowanie w naturalne środowisko. Jak dowodzi Karpa-Świderek, w rozwiniętych krajach odchodzi się od tego.

- Ma to ogromne znaczenie dla środowiska. Wracają ryby wędrowne i inne gatunki zwierząt dwuśrodowiskowych, ptaki zyskują miejsca lęgowe. Podnosi bezpieczeństwo, bo spada ryzyko powodzi, to z kolei obniża składki ubezpieczeniowe i koszty naprawy strat. Pozytywnie wpływa też na klimat, bo stojące zbiorniki to emisja gazów cieplarnianych i na ludzi. Rozwija się turystyka przyrodnicza i kajakowa - chcemy płynąć pięknymi, naturalnymi rzekami, a nie betonowymi kanałami - mówi rzeczniczka WWF Polska.

- Eksperci z zagranicy pytają, jak my to zrobiliśmy, że mamy ciągle naturalne rzeki, a my po prostu części rzek nie zdążyliśmy zepsuć. Sęk w tym, że chcemy szybko nadrabiać "zaległości" - podkreśla.

"To jedno z najważniejszych wyzwań dla stolicy"

W niedawnej konferencji prasowej, na której minister Marek Gróbarczyk ogłosił plany modernizacji szlaku, brał udział także kandydat Zjednoczonej Prawicy na prezydenta Warszawy Patryk Jaki. Ocenił on, że realizacja planów resortu pozwoli przywrócić Wisłę, jako ważny środek komunikacyjny stolicy.

- Wreszcie są podejmowane działania, które pozwolą na to, aby w sposób poważny myśleć o Wiśle, bo tak powinno być zawsze. Mamy tutaj wiele lat zaniedbań i musimy to zmienić. Duże miasta, duże gospodarki, metropolie przez środek których przebiegają rzeki, jeziora, potrafią wykorzystać to jako swój atut. Warszawa przez wiele lat to zaniedbała i musimy wrócić do czasów, kiedy Wisła stanowiła ważny punkt komunikacyjny dla mieszkańców Warszawy - powiedział Jaki.

Jego zdaniem, to jedno z najważniejszych wyzwań dla stolicy, a jego realizacja sprawi, że Wisła powróci do bardzo istotnej roli z punktu widzenia gospodarczego, rekreacyjnego i turystycznego.

Zobacz kozy i owce wykorzystane nad Wisłą jako "naturalne kosiarki":

Warszawskie kozy, warszawskie owce

Mateusz Nadworski /mś

Czytaj także: