Tego, kto wejdzie w skład zespołu, dowiemy się w najbliższych dniach. Burmistrz Robert Kempa zapewnił jednak, że znajdą się w nim zarówno przeciwnicy, jak i zwolennicy zwężenia ulicy.
- Usiądziemy do negocjacji w gronie mieszkańców, urzędników i ekspertów. Przeanalizujemy ten projekt jeszcze raz i znajdziemy wspólne rozwiązanie. Myślę, że w pierwszej połowie czerwca wrócimy do państwa z gotowym rozwiązaniem – powiedział Kempa.
Obecnie Stryjeńskich ma w przeważającej części po dwa pasy ruchu w każdą stronę. W ubiegłorocznym budżecie partycypacyjnym zwyciężył projekt, który zakłada wytyczenie na niej przejść dla pieszych, pasów rowerowych i "ujednoliceniu szerokości jezdni", co w praktyce oznacza zwężenie do jednego pasa w każdą stronę. Na projekt głosowało blisko 1400 osób.
Nowy projekt zmian
Na wtorkowym spotkaniu Zarząd Dróg Miejskich przedstawił mieszkańcom najnowszy projekt. W porównaniu do pierwotnej koncepcji, zaprezentowanej w styczniu, wprowadzono m.in. pas rozbiegowy za skrzyżowaniem z ul. Jaworową, dodatkowe przejścia dla pieszych w rejonie ul. Jaworowej czy poszerzenie chodników przy przejściach dla pieszych w rejonie ul. Kazury.
SZCZEGÓŁY NOWEGO PROJEKTU OPISYWALIŚMY NA TVNWARSZAWA.PL
Nie zmieniono jednak tego, co w mieszkańcach budziło i budzi najwięcej emocji, czyli zabrania kierowcom po jednym pasie ruchu.
Na samym początku spotkania dyrektor miejskiego Centrum Komunikacji Społecznej Krzysztof Mikołajewski przekonywał, że celem dyskusji jest "porozumienie". - Chcemy wyjść z tej sali pogodzeni, ze wspólnym stanowiskiem – zapewniał.
Szybko okazało się jednak, że nie będzie to takie proste.
Mieszkańcy chcą zatrzymać projekt
Już od pierwszych minut atmosfera była bardzo nerwowa. Obecni na sali przerywali Arturowi Tonderze z ZDM, który prezentował nową koncepcję. Pytali wprost: "Co możemy zrobić, aby zatrzymać ten projekt?".
- Proszę, rozważmy wariant, żeby nie zwężać tej ulicy. Stryjeńskich i Rosoła to główne arterie, którymi mieszkańcy Kabat mogą dojechać do centrum. Samochodów i budynków jest tutaj coraz więcej. Kiedy ruszy budowa Południowej Obwodnicy Warszawy, na dobre staniemy w korkach – mówił jeden z mieszkańców.
- Ten projekt byłby dobry, gdyby Warszawa miała 12 linii metra i była świetnie skomunikowana. Wtedy moglibyśmy wysiąść z naszych aut. Na dziś mamy jedną pełną linię i drugą w budowie – dodał mieszkaniec tej okolicy Przemysław Babiarz. - Jako dziennikarz sportowy powinienem wszystkimi kończynami głosować za jak najszerszymi ścieżkami dla rowerzystów. Tymczasem jestem przeciw, bo rozumiem wszystkich tych, którzy codziennie docierają do pracy i zawożą dzieci do szkoły – dodał.
Spotkanie mieszkańców ws. Stryjeńskich
Brak analiz, błędna nazwa
Dopytywano też o szczegółowe analizy ruchu. Ile samochodów tędy przejeżdża, ile autobusów czy rowerów? Mieszkańcy krytykowali urzędników, że nie ma odpowiednich badań, na podstawie których można by rzetelnie ocenić przepustowość Stryjeńskich.
Nie zgadzali się też z przedstawicielem ZDM, który podczas swojej prezentacji powiedział, że w porannym szczycie centrum zmierza około 1270 samochodów na godzinę. Okoliczni mieszkańcy powołujący się na własne obserwacje przekonywali, że to zdecydowanie zaniżone dane.
Zwrócili też uwagę, że błędem projektu była jego nazwa, która brzmiała: "Bezpieczne przejścia dla pieszych i pasy rowerowe na ul. Stryjeńskich" i ich zdaniem wprowadzała w błąd. - Nie było tam mowy o zwężeniu jezdni. Poprawa bezpieczeństwa nie ma z tym nic wspólnego. To granie na niewiedzy ludzi – mówili.
Ścieżka tak, ale obok jezdni
Kiedy atmosfera na spotkaniu nieco się uspokoiła, mieszkańcy zaproponowali konkretną propozycję. - Wybudujmy ścieżkę obok jezdni. Tam jest wystarczająco dużo miejsca. Zmieszczą się i piesi, i rowerzyści, i kierowcy nie stracą pasa ruchu – przekonywali.
W takim rozwiązaniu jest jednak jeden podstawowy problem – droga obok ulicy nie jest przedmiotem projektu. Jego autorzy chcieli, aby pasy wytyczono na jezdni. - Ścieżka rowerowa rozwiąże problem rowerzystów, lecz nie rozwiąże problemu bezpieczeństwa na Stryjeńskich – odpowiedział Krzysztof Nawrocki, jeden z twórców projektu. - Inną kwestią jest to, że polityka miasta zmierza do ograniczania liczby samochodów. Jeśli ona się nie zmniejszy, połowa z nas umrze na choroby krążenia. Nalegam, aby liczyli się państwo z konsekwencjami – radził Nawrocki.
- Poza tym, gdyby projekt polegał na budowie ścieżki rowerowej, nie zmieściłby się w limicie finansowym przeznaczonym na jeden projekt – dodał.
Dzielnica dołoży pieniądze?
Burmistrz nie ukrywał tego, że wytyczenie pasów na ulicy Stryjeńskich jest dużo tańsze niż budowa ścieżki rowerowej. Ale czy faktycznie lepsze? Nad tym pochyli się powołany zespół.
- Jeszcze raz przyjrzymy się kosztom tego projektu. Wyliczymy też koszty zmian w przypadku, jeśli zdecydowalibyśmy się na budowę drogi rowerowej obok ulicy, bez konieczności jej zwężania – powiedział burmistrz Robert Kempa.
- Jeśli okaże się, że taka ścieżka kosztowałaby 5 mln zł, to dzielnica za na pewno nie zapłaci. Jeśli jednak będzie kosztować około 1-2 mln zł, to być może znajdziemy na to środki – zadeklarował ostrożnie.
Karolina Wiśniewska