Wywiad z burmistrzem Śródmieścia Wojciechem Bartelskim wywołał burzę. Nasi czytelnicy podzielili się. - To skandal, żeby pracownik samorządowy miał takie poglądy o ludziach - pisali jedni. - Bardzo rozsądny burmistrz - komentowali inni.
Oburzony postawą burmistrza był też radny dzielnicy Śródmieście z ramienia Ruchu Palikota - Jerzy Budzyn.
Bartosz Andrejuk: Burmistrz Śródmieścia powiedział bardzo dużo o swoich poglądach. Sam przyznaje, że nie ma wrażliwości społecznej. Mówi to co myśli, a nie to, co by chcieli usłyszeć wyborcy. Pana to oburza?
Jerzy Budzyn: Mnie najmniej interesuje, czy to są jego poglądy czy nie. Nie jest bowiem tak, że pan Wojciech Bartelski jest burmistrzem dzielnicy Śródmieście, ponieważ głosił swoje poglądy i w wyniku tego ludzie wybrali go na burmistrza. Wojciech Bartelski jest jedynie zwykłym nominatem partyjnym.
Jego partia wygrała wybory, więc wybrała go swoimi głosami na burmistrza. Nikt z partyjnych koleżanek i kolegów nie wypisywał na ulotkach jego wyborczych haseł. W wywidzie mówi: Irytują mnie ci, którzy uporczywie próbują wbić nam do głowy, jakoby Warszawa była miastem ludzi głodnych, bezdomnych, nędzarzy. Ludzie w Warszawie się bogacą.
A mnie irytuje, że pan burmistrz, niczym apostoł Wojciech, naucza nas, maluczkich, zamiast wsłuchać się w głosy ludzi. W systemie samorządu jego rola jest służebna, więc nie może być tak, że Pan Bartelski nie bierze pod uwagę tego, czego chcą ludzie.
Ależ właśnie twierdzi, że bierze pod uwagę, to czego chce milcząca większość warszawiaków.
Tu się objawia cały burmistrz Bartelski. Jeżeli ta większość milczy, to skąd burmistrz wie, czego ona chce? Przecież wie, tylko to co mówi mniejszość, która przyszła na posiedzenie komisji ds. monitorowania sposobu zarządzania komunalnym zasobem lokali użytkowych, i wypowiedziała swoje zdanie na temat Barów Mlecznych w Śródmieściu Warszawy. Z tym się trzeba liczyć. Przypominam, że milcząca większość nie chodzi na wybory w ogóle.
Pojawiły się komentarze internautów, że osoba, która "nie ma wrażliwości społecznej" nie nadaje się na stanowisko burmistrza. Pan się z tym zgadza?
Tak, ponieważ jeżeli w Śródmieściu mieszka 100 tysięcy osób, a każdy człowiek, to oddzielna książka, którą pisze życie. Burmistrz ma bardzo fajną pensję i mówi, że ludzie mają radzić sobie sami? Poza urzędnikami, w Warszawie żyją też emeryci, którzy przepracowali 45 lat i za 1600 zł miesięcznie trudno jest im związać koniec z końcem. Każda złotówka w budżecie miasta to są pieniądze, na które składają się mieszkańcy.
Burmistrz przecież to mówi: "Pieniądze nie biorą się z kosmosu – zanim się je rozda, trzeba je najpierw zabrać innym".
I Pan Bartelski niezwykle skutecznie je mieszkańcom Śródmieścia zabiera, że przypomnę o opłacie za użytkowanie wieczyste, która w Śródmieściu jest najwyższa w Warszawie.
Budżet miasta nie zależy od czyjegoś widzimisię. Przepisy ściśle określają, jak powstaje i jakie składniki fiskalne, i inne są do niego zaliczane. Budżet to jest tort, który władze tego miasta powinny pokroić, we właściwy sposób. Burmistrz kroi go tak, że wydaje ponad 3 miliardy zł na metro, a równocześnie od wielu lat zmniejsza się ilość pieniędzy na oświatę, szeroko pojętą opiekę socjalną i służbę zdrowia.
Ale burmistrz mówi również: "Nikt nie obiecywał, że będzie tanio i na każdą kieszeń. Były obietnice, że będziemy budować, że będziemy stawiać na rozwój – i tę obietnicę wypełniamy".
Jaka to jest modernizacja? Metro ze Śródmieścia do Śródmieścia? Metro miało dowieść kibiców na Stadion Narodowy. Wiemy już, że to się nie uda. Burmistrz Bartelski kreuje się na super profesjonalnego menadżera, któremu niestraszne są żadne wyzwania. Zauważmy jednak, że na linii Rondo Daszyńskiego – Stadion Narodowy są tylko urzędy. Tam nie ma żadnych osiedli mieszkaniowych. Rozpoczęcie budowy II linii metra od odcinka centralnego to nieporozumienie i zwykły brak wyobraźni.
Wojciech Bartelski przypomina, że na rozdawnictwie polegał socjalizm, teraz mamy wolny rynek. Miasto dziś nie może sobie pozwolić, aby tak prestiżowa lokalizacja jak lokale przy Marszałkowskiej, z których można wyciągnąć znacznie wyższy czynsz, były "marnowane" na bary mleczne.
Burmistrz nie żył w socjalizmie, więc nie wiele może o nim powiedzieć. Ostatnio na Nowym Świecie jakaś firma zaproponowała, że za metr kwadratowy zapłaci prawie 400 zł. Takich sytuacji, przy Chmielnej, Marszałkowskiej, w al. Jerozolimskich, jest coraz więcej. Firmy proponują w konkursie ofert horrendalne pieniądze, a następnie ich nie płacą, bo nie zarabiają na to. Dzielnica ponosi przez to duże straty. Proszę burmistrza zapytać ile postępowań w sprawie rozwiązania umowy najmu z powodu niepłacenia czynszu prowadzi Zakład Gospodarowania Nieruchomościami.
Aby zarobić 40 tysięcy zł miesięcznie na zapłacenie samego czynszu, to firma przy 20% zyskowności musi w miesiącu przerobić 200 tysięcy zł, tylko na sam czynsz. To oznacza, że lokal musi zarobić ponad 6000 zł dziennie, czyli codziennie do lokalu musi przyjść ponad 60 osób i wydać 100 zł by lokal zarobił na sam czynsz. Proszę to sobie policzyć.
Przedstawicielka firmy Blikle przyznała, że ich lokal na Nowym Świecie jest deficytowy i jest utrzymywany jedynie z powodów historycznych. Dzisiaj najbardziej prestiżowe, i co za tym idzie "handlowe" miejsca w Śródmieściu to Arkadia i Złote Tarasy. Czas najwyższy żeby ta informacja dotarła również do świadomości włodarzy dzielnicy Śródmieście.
rozmawiał Bartosz Andrejuk - b.andrejuk@tvn.pl