Awantura na bulwarach. "Pobici i terroryzowani przez kiboli"

Zdarzenia z bulwarów
Źródło: warszawa@tvn.pl
Kilkanaście osób miało zostać dotkliwie pobitych, czarnoskóry mężczyzna miał zostać wrzucony do rzeki, a inne osoby miały być "terroryzowane" - taka relacja z bulwarów wiślanych krąży od soboty w mediach społecznościowych. Na Kontakt 24 również otrzymaliśmy opis tych wydarzeń, z którego wynika, że policja odmawiała reakcji. Dostaliśmy także filmy i zdjęcia, które mają pochodzić z tych zdarzeń. Rzecznik komendy stołecznej zaprzecza, że policja pozostała bierna.

Do wydarzeń miało dojść w nocy z piątku na sobotę (27 na 28 kwietnia). Relacje pojawiają się na Facebooku, ale dotarły do nas również przez Kontakt 24. Czterech mężczyzn (nazwiska do wiadomości redakcji) przedstawia się jako "grupa zaangażowanych studentów zbulwersowanych i przerażonych, zarówno zachowaniem pseudokibiców Legii, jak i bierną postawą policji". Podkreślają, że zebrali relacje "znajomych lub znajomych znajomych", którzy tej nocy byli na bulwarach. Sami nie byli jednak świadkami wydarzeń.

Co miało się wydarzyć?

"Grupa pseudokibiców w okolicach nadwiślańskiego klubu Hocki Klocki pojawiła się około godziny 23.00 (a więc pół godziny po zakończeniu spotkania Legii Warszawa z Koroną Kielce). Od początku zachowywali się agresywnie i szukali zwady, natomiast z upływem czasu stawali się coraz większym zagrożeniem dla przebywających tam osób" - piszą czterej studenci w swojej relacji.

"Braki kadrowe"

Twierdzą, że około północy chuligani dalej zaczepiali i atakowali przechodniów, a jedna z osób miał zostać rzucona w barierkę. Na miejsce wezwano policję i pogotowie.

"Radiowóz policji zaparkował za karetką pogotowia w taki sposób, że nie był widoczny dla świadków i uczestników zdarzeń. Większość z nich nie zorientowała się nawet, że policja podjęła próbę działań, co dobitnie świadczy o nieudolności oraz biernej postawie funkcjonariuszy. Policja stwierdziła, że żadne działania nie zostaną podjęte z powodu braków kadrowych" - relacjonują dalej.

Później, już około godziny 1.00, agresorzy mieli zaczepić kolejne osoby. Z informacji wysłanej na Kontakt 24 wynika, że co najmniej siedem osób zostało dotkliwie pobitych. "W tym jedna dziewczyna do nieprzytomności, a jednego chłopaka karetka odwiozła do szpitala" - przekonują autorzy relacji.

I dodają, że o 1.25 ponownie wezwano patrol policji. Funkcjonariusze mieli zostać poinformowani o tym, gdzie uciekli agresorzy, ale "jedyne działania", jakie podjęli "to obchód wokół murku". Później ci sami mężczyźni mieli pobić kolejne osoby między klubem Hocki Klocki a Mostem Poniatowskiego.

Osoby, które miały zostać poszkodowane na bulwarach

"Atak na tle rasowym"

"Doszło również do ataku na tle rasowym na czarnoskórym mężczyźnie, który został brutalnie pobity i wrzucony do rzeki. Interweniujący świadkowie również zostali pobici. Grupa pseudokibiców grasowała w okolicach klubu do około godziny 4.00" – piszą osoby podpisane pod informacją wysłaną na Kontakt 24.

Czterej studenci zapowiedzieli również, że napiszą w tej sprawie do Rzecznika Praw Obywatelskich. Na Facebooku pojawiają się też wpisy z apelem o zgłaszanie się świadków tych wydarzeń.W niedzielę po południu pytaliśmy stołeczną policję o całą sprawę. Chcieliśmy poznać zarówno ich wersję przebiegu zdarzeń, jak i zapytać o przebieg interwencji. Usłyszeliśmy jednak, że Komenda Stołeczna Policji odniesie się do sprawy dopiero w poniedziałek.

"Byli pod wpływem alkoholu"

I tak też się stało. Mariusz Mrozek z Komendy Stołecznej Policji potwierdza, że tamtej nocy w okolicach lokalu Hocki Klocki funkcjonariusze interweniowali kilka razy. - Za każdym razem osoby pokrzywdzone i świadkowie znajdowali się pod wpływem alkoholu, często pod znacznym - podkreśla Mrozek.

I odnosi się do poszczególnych interwencji. Jak relacjonuje, za pierwszym razem radiowóz zatrzymał się za karetką, bo ta stała tam już wcześniej. Mrozek zaznacza, że samochód policyjny miał włączone sygnały świetlne i "trudno byłoby go nie zauważyć".

Dodaje, że jeden mężczyzna został zabrany przez pogotowie do szpitala na diagnostykę, a dwóch innych odmówiło pomocy lekarskiej. Z relacji policjanta wynika, że mieli otarcia na twarzy i skaleczenia ucha. - Osoby te mówiły, że były zaczepiane przez innych mężczyzn, którzy mieli się oddalić w kierunku centrum. Funkcjonariusze udali się na penetrację terenu, ale osób pasujących do opisu nie zastali - wyjaśnia Mrozek.

I dodaje, że jedna z osób wspomniała, iż ktoś miał zostać wepchnięty do rzeki, ale powiedziała też, że ta osoba "wyszła z wody i oddaliła się w nieznanym kierunku". - Nikt nie posiadał też wiedzy na temat kobiety, która miała zostać pobita do nieprzytomności - zaznacza.

Dalej relacjonuje, że podczas kolejnej interwencji do policjantów podszedł młody mężczyzna i wskazał, że na murku siedzi inny, który miał zostać pobity, ale ten z kolei stwierdził, że nic nie pamięta. Podczas kolejnej interwencji jeden mężczyzn przekonywał, że skradziono mu czapkę. Wskazał osobę, która miała tego dokonać. - Policjanci podeszli do niej, wylegitymowali i okazało się, że ma czapkę. Przedmiot zwrócono, a mężczyzna, który ją odzyskał stwierdził, że nie składa zawiadomienia - tłumaczy Mrozek.

Podczas ostatniej interwencji policjanci zastali na miejscu dwie kobiety, które się "szarpały i uderzały". - Po przyjeździe funkcjonariuszy obie się uspokoiły, przeprosiły siebie i policjantów, że musieli interweniować - zaznacza Mrozek.

Odniósł się też do relacji, z których wynika, że funkcjonariusze mówili o brakach kadrowych. - Z żadnej relacji nie wynika, że policjanci mieli użyć takich słów. Natomiast jeden z funkcjonariuszy powiedział, że mają znaczną liczbę interwencji, co ma czasami wpływ na czas dotarcia załogi – przekonuje Mrozek.

Dodaje też, że w jednym wypadku policjanci mieli informację o mężczyźnie ubranym w bluzę ze znaczkiem jednego z klubów, a przy drugim - o osobie w szaliku. Podkreśla, że nikogo nie zatrzymano, ale policjanci będą sprawdzali monitoring i rozpoczną postępowanie na podstawie wpisów, które pojawiły się w mediach społecznościowych.

"Prowadzimy czynności"

Mrozek informuje też, że w poniedziałek przed południem do Komendy Stołecznej Policji wpłynęło zawiadomienie dotyczące zajść na bulwarach. - Wpłynęło ono od szefa stowarzyszenia Ośrodek Monitorowania Zachowań Ksenofobicznych i Rasistowskich. Zostało przekazane do wydziału dochodzeniowo-śledczego. Informację w tej sprawie przekazaliśmy również do Komendy Rejonowej w Śródmieściu - stwierdza. Policja prowadzi więc czynności wyjaśniające całe zdarzenie. - Trochę szkoda, że nie zgłosiły się osoby, które same powinny być zainteresowane tym, by je złożyć, tylko robi to osoba z zewnątrz. Mamy jednak nadzieję, że to będzie w jakimś stopniu zachęta i pokrzywdzeni również się do nas zgłoszą - podsumowuje Mrozek.

ran/kw/r

Czytaj także: