Areszt po tragicznej bójce. "Była obawa ucieczki"

Areszt dla Kamila J.
Areszt dla Kamila J.
Źródło: ksp

Sąd aresztował tymczasowo Kamila J. Mężczyzna został zatrzymany po tragicznej bójce na Mokotowie. Grozi mu do 10 lat więzienia. Podobnie jak jego bratu.

- Sąd zastosował wobec Kamila J. tymczasowy areszt na okres trzech miesięcy zgodnie z wnioskiem prokuratury – powiedziała tvnwarszawa.pl Ewa Leszczyńska-Furtak, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Warszawie. - Głównym powodem takiej decyzji była obawa ucieczki podejrzanego, bądź ukrywania się przed wymiarem sprawiedliwości, gdyż zbiegł on z miejsca zdarzenia i był poszukiwany przez policję – dodała.

Do 10 lat więzienia

Mężczyzna został zatrzymany przez policję w czwartek. Poszukiwany był od niedzieli. Prokurator postawił mu "zarzuty, że działając wspólnie i w porozumieniu z Maciejem J. wziął udział w pobiciu czterech osób z użyciem niebezpiecznego narzędzia w postaci noża; w wyniku czego jedna zmarła, a pozostałe doznały ciężkiego uszczerbku na zdrowiu w postaci choroby realnie zagrażającej życiu (art. 158 paragraf 2 i 3 i paragraf 159 kodeksu karnego)".

Kamil J. to starszy brat Macieja J., który wcześniej usłyszał podobne zarzuty (również grozi mu do 10 lat więzienia) i także został decyzją sądu tymczasowo aresztowany.

Zatrzymali osiem osób

Do zdarzenia doszło w świąteczną noc z soboty na niedzielę. Jak informowała stołeczna policja, bójka miała miejsce przy ul. Bachmackiej między godziną 3 a 4. W jej wyniku cztery ranne osoby zostały przewiezione do szpitala. Jedna z nich zmarła, dwie inne odniosły poważne obrażenia.

Z nieoficjalnych informacji wynika, że poszkodowani wracali ulicą z pasterki głośno śpiewając. To nie spodobało się znajdującym się w mieszkaniu przy ul. Bachmackiej braciom J. Doszło do kłótni, wyzwisk, a potem do rękoczynów.

Na miejscu policja zabezpieczyła cztery noże. Po zdarzeniu zatrzymano łącznie osiem osób. Ale zarzuty usłyszała tylko jedna z nich - 25-letni Maciej J. Policja i prokuratura wciąż wyjaśniają dokładny przebieg wydarzeń. Nie zdradzają szczegółów, aby nie szkodzić śledztwu.

Reporterce TVN24 udało się dotrzeć do osoby udzielającej pierwszej pomocy mężczyźnie, który potem zmarł:

Policja zatrzymała kolejną osobę

ran/b

Czytaj także: