O tym, że sprawa pomiędzy MJN a Marcinkowskim budzi duże zainteresowanie, może świadczyć poniedziałkowa sytuacja w Sądzie Okręgowym. Już na początku rozprawa została przerwana na ok. 30 minut. Wyznaczona sala nie pomieściła bowiem wszystkich osób, które chciały się przysłuchiwać procesowi. Przeniesiono go do większej.
"Kontrowersyjne w sensie społecznym"
Na miejscu stawili się m.in. pozwani aktywiści z MJN – Jan Śpiewak i Marcin Jarzynowski, którzy nie czują się winni.
Obaj odpowiadali między innymi na dodatkowe pytania sędzi. Śpiewak przekonywał, że to on był pomysłodawcą graficznej prezentacji informacji na mapie, a podczas jej tworzenie bazowano głównie na ogólnodostępnych informacjach, na przykład z mediów. - Działania pana Marcinkiewicza są kontrowersyjne, ale w sensie społecznym, nie prawnym - stwierdził Śpiewak.Do sprawy odniósł się także drugi z pozwanych - Marcin Jarzynowski. Podkreślił, że w konstruowanie samej mapy bezpośrednio nie był zaangażowany. - Ale miałem pełną świadomość, że coś takiego się dzieje - zaznaczył Jarzynowski. I dodał, że współorganizował protesty związane z kontrowersyjnym biurowcem na Podwalu, którym zajmuje się Senatorska Investment, należąca do rodziny Marcinkowskich.
Przeprosiny i 50 tys. zł
Sędzia chciała dowiedzieć się też, czy obie strony są skłonne wziąć udział w mediacjach, ale ze względu na "spolaryzowane stanowiska" taka możliwość nie wchodziła w grę.
Kolejne posiedzenie zaplanowano na 5 grudnia. Mają być na nim przesłuchani świadkowie. Adwokat Jacek Kondracki, który reprezentuje Macieja Marcinkowkiego, podkreśla, że członkom MJN zarzuca naruszenie dóbr osobistych jego klientów i ich firmy, poprzez rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji. – Niech robią, co robią, tylko nie kosztem dobrego imienia pana Macieja Marcinkowskiego i jego syna - powiedział po poniedziałkowej rozprawie. – Oczekujemy, że sąd nakaże zamieszczenie szeregu przeprosin oraz, że przekażą 50 tys. zł na hospicjum Ewy Błaszczak.
Adwokat reprezentujący Marcinkowskiego o sprawie
"Warszawska Mapa Reprywatyzacji"
Interaktywna mapa reprywatyzacji ukazała się w lutym. Na jej szczycie znajduje się sylwetka prezydent Warszawy, a od niej, niczym w drzewie genealogicznym, odchodzą gałęzie do podwładnych, którzy z kolei połączeni zostali z reprywatyzowanymi terenami, zaś te - z osobą Macieja Marcinkowskiego. Po kliknięciu na osobę albo miejsce pojawiają się opisy, przygotowane przez Miasto Jest Nasze.
"Oddajemy w Państwa ręce interaktywną infografikę, która przedstawia powiązania między politykami i urzędnikami a jednym ze znanych warszawskich handlarzy roszczeniami. Pierwszy raz problem warszawskiej dzikiej reprywatyzacji ujęty został w sposób tak kompleksowy, dający pojęcie o skali problemu" – tak reklamowało mapę stowarzyszenie.
"W materiale jawnie przedstawiono tylko części informacji, przez co odbiorcy komunikatu mogą wysnuć błędne wnioski. Mapa celowo pomija ważne fakty, szeroko dostępne w mediach, w tym informacje publikowane na łamach TVN Warszawa, które mają znaczący wpływ na jej treść. Przykładowe pominięte informacje dotyczą m.in. wyników kontroli przeprowadzonej przez warszawską prokuraturę w sprawie inwestycji, opisane w materiale pt: "Prokuratura o kontrowersyjnym biurowcu. Nie było uchybień urzędników" – odpowiadali już na naszych łamach członkowie rodziny Marcinkowskich.ran/r