Rolę tytułowego komedianta powierzono Kazimierzowi Kaczorowi. Spisał się świetnie w roli aktora Bruscona, który odbywa "tournee" po stodołach, remizach i gospodach austriackiej prowincji. Jest gadatliwy, nadęty, bo stworzył dziwaczne dramatyczne dzieło życia "Koło historii", w którym umieścił panteon przywódców XIX- i XX-wiecznych.
Bruscon słucha tylko swoich niekończących się tyrad i robi od początku wrażenie karykatury samego siebie. Rozstawia wszystkich napotkanych po kątach. Oglądamy go, gdy pojawia się w liczącym kilkuset mieszkańców Utzbach. Zagrać ma w jakiejś gospodzie połączonej z ubojnią. Dla niego to jak zesłanie.
Sztuka i kiełbasa
W tym momencie należy wspomnieć o drugiej roli. Za "technicznego" asystenta służyć ma Brusconowi mrukliwy właściciel gospody. To druga "przegrana" postać, znakomicie stworzona przez Krzysztofa Stroińskiego. Ten małomówny człowiek nie przejmuje się aktorem i jego sztuką więcej niż kiełbasą, którą zje na kolację. Doprowadza to aktora do szewskiej pasji.
Kiełbasa wraca w finale przedstawienia. Właściciel gospody dorzucą ją do aktorskiej gaży.
Obie postaci z jednej strony to swoje przeciwieństwa, z drugiej dzielą wspólny los. Właściciel gospody przyjmuje przegraną z milczeniem. Aktor chce swój upadek zagadać, wmawiając wszystkim dookoła, że jest geniuszem. Ociera się w tym o urojenia.
Karykatura pociągnięta zbyt grubą kreską
W przedstawieniu zgrzyta z dwóch powodów. Ojcu towarzyszy w tournee dwoje dzieci - syn (Michał Napiątek) i córka (Anna Moskal). Reżyser kazał młodym aktorom przyjąć konwencję zastraszonych, niezrównoważonych emocjonalnie, snujących się na granicy debilizmu młodych ludzi. Ich maniera zaczyna irytować niemal od razu - zbyt grubą kreską reżyser zarysował te postaci.
Drugim powodem jest zupełnie niewygrana puenta przedstawienia. W jego finale z offu dobiegają odgłosy publiczności, gromadzącej się na spektakl Bruscona. W miasteczku wybucha jednak pożar, biją dzwony na alarm. Naszych uszu dochodzi ledwo słyszalne "pali się". Oto prawdziwe widowisko, które odebrało w rezultacie aktorowi poklask. Efekt jest jednak słaby. Reżyserowi zabrakło siły, by na koniec nas jeszcze zaskoczyć.
Twórcy w programie zadają pytanie, kim jest artysta: kapłanem czy błaznem? "Komediant" w reż. Waldemara Śmigasiewicza przedstawia nam wyłącznie błazna, któremu uroiło się, że jest kapłanem. Pójść na ten spektakl z pewnością warto. To 90 minut rozrywki na poziomie.
Marek Władyka
"Komediant", premiera 28 stycznia 2010Teatr Powszechny, ul. Zamoyskiego 20Bilety: 20-50 zł
reż.: Waldemar Śmigasiewicz, występują: Kazimierz Kaczor, Krzysztof Stroiński, Anna Moskal, Michał Napiątek
Źródło zdjęcia głównego: | Pyrki Poznań