Zaproponowana przez prokuraturę kara dla Moshe T. oskarżonego o próbę korupcji "nie spełnia swoich celów". Do takiego wniosku doszedł śródmiejski sąd i odesłał sprawę prokuraturze.
O tej historii było głośno przed blisko dwoma laty. 10 marca 2015 r. agenci Centralnego Biura Antykorupcyjnego podczas operacji specjalnej w hotelu Regent Warsaw zatrzymali dwie osoby: Łukasza K., polityka Platformy Obywatelskiej z Piaseczna oraz Moshe T., izraelskiego prawnika od lat mieszkającego w Krakowie.
Obaj wpadli na gorącym uczynku. Moshe T. przekazał Łukaszowi K. 150 tys. zł łapówki. Miała to być pierwsza rata z 600 tys. zł "wynagrodzenia" za pomoc w zmianie planu zagospodarowania okolic Wólki Kozodawskiej pod Piasecznem. Łukasz K. został pod koniec kwietnia prawomocnie skazany na karę blisko 200 tys. zł grzywny. Ale sprawa Moshe T. wciąż nie doczekała się sądowego finału. Jak dowiedział się portal tvnwarszawa.pl, sąd kilka dni temu odesłał ją prokuraturze.
Pieniądze były z CBA
Moshe T. na początku nie przyznawał się do winy, ale już dwa dni po zatrzymaniu zmienił zdanie. Sąd to docenił i nie aresztował go. Na zakończenie śledztwa czekał na wolności.
Rok temu prokuratura przesłała do sądu akta sprawy wraz z wnioskiem o dobrowolne poddanie się karze, czyli wydanie wyroku bez procesu. Łukasz K. zaproponował dla siebie blisko 200 tys. zł grzywny, zaś Moshe T. jedynie 20 tys. zł, czyli karę w wysokości swoich dwumiesięcznych dochodów. W przypadku przestępstw korupcyjnych sądy zwykle decydują o przepadku pieniędzy przeznaczonych na łapówkę, co można uznać za dodatkową karę. W tym jednak wypadku, według naszych nieoficjalnych informacji, pieniądze, którymi Moshe T. próbował przekupić Łukasza K. pochodziły z funduszu Centralnego Biura Antykorupcyjnego (o czym Moshe T. nie wiedział).
Po akcji kontrolowanego wręczenia korzyści majątkowej gotówka wróciła do kasy w CBA. Na pierwszą rozprawę w tej sprawie, w kwietniu 2016 r. przyszli jedynie obrońcy Łukasza K. Poszło szybko. Jeszcze tego samego dnia sędzia Małgorzata Drewin ogłosiła wyrok, ale jedynie wobec K. Wątek Moshe T., z powodu nieobecności oskarżonego i jego obrońcy został wyłączony do odrębnego postępowania.
Przez osiem miesięcy nie udało się jednak zakończyć sprawy izrealskiego prawnika. Najpierw rozchorowała się sędzia, potem T. zmienił obrońcę, jeszcze później sąd nie miał akt, bo wypożyczyła je prokuratura. Aż wreszcie, kiedy wszyscy się stawili, prokuratura nabrała wątpliwości, czy zaproponowana kara nie jest aby zbyt łagodna. Ostatecznie prokurator i obrońca oskarżonego uzgodnili, że grzywna będzie trzykrotnie wyższa, czyli wyniesie 60 tys. zł.
Nie otrzymaliśmy jeszcze akt
Ale dla sądu to było za mało. Sędzia Marta Pilśnik zdecydowała o zwrocie akt sprawy prokuraturze. - W ocenie sądu zawnioskowana przez prokuratora kara nie spełnia swoich celów i jest nieadekwatna do wagi zarzucanego oskarżonemu przestępstwa - mówi portalowi tvnwarszawa.pl sędzia Ewa Leszczyńska-Furtak, rzeczniczka Sądu Okręgowego w Warszawie. - W sprawie istnieją wątpliwości co do okoliczności istotnych dla oceny prawnokarnej - dodaje. Tymczasem, żeby sąd mógł zaakceptować wniosek o dobrowolne poddanie się karze i wydać wyrok, nie może mieć żadnych wątpliwości co do okoliczności przestępstwa.
Co dalej? Teraz ruch jest po stronie prokuratury. Najprawdopodobniej zamiast wniosku o dobrowolne poddanie się karze, przekaże ona sądowi akt oskarżenia. Wówczas odbędzie się normalny proces. Na razie nie wiadomo czy tak się stanie, a jeśli tak to kiedy. - Nie otrzymaliśmy jeszcze akt z sądu - mówi prok. Michał Dziekański, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie, która prowadziła śledztwo w sprawie próby wręczenia łapówki.
Zobacz archiwalny materiał "Faktów TVN":
Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie o zatrzymaniu wiceszefa lokalnej PO:
Piotr Machajski
Źródło zdjęcia głównego: TVN24