Kilkaset bawołów utonęło w rzece Kuando na granicy Botswany z Namibią. Jak podały botswańskie władze, stado zwierząt uciekało przed goniącym je lwami i w popłochu wbiegło do rzeki.
Tragiczne zdarzenie miało miejsce najprawdopodobniej we wtorek na rzece Kuando, w jej dolnym biegu nazywanym Chobe, płynącej wzdłuż północnej granicy Botswany i Namibii.
W ucieczce przed groźnymi lwami
Jak powiedział w rozmowie z BBC Simone Micheletti, właściciel lokalnego hotelu po namibijskiej stronie, wygląda na to, że bawoły w popłochu uciekały przed goniącymi je lwami. Zwierzęta w akcie desperacji wbiegły do rzeki. Ta była jednak zbyt głęboka, by mogły ją przepłynąć. Nie mogąc się wydostać, utonęły.
Słowa właściciela hotelu potwierdza Ministerstwo Środowiska, Ochrony Zasobów Naturalnych oraz Turystyki Botswany. - Przyczyna wpadnięcia bawołów w popłoch nadal jest niepewna, ale pierwsze oznaki wskazują na to, że mogły być gonione przez stado lwów - czytamy w oświadczeniu, cytowanym przez agencję Reutera.
Według informacji podanych przez botswańskie władze, zwierząt, które nie przeżyły, było około 400.
Micheletti powiedział, że całe stado było niezwykle duże - liczyło około tysiąca zwierząt.
Bezprecedensowa skala
Mężczyzna w rozmowie z BBC relacjonował, że we wtorkową noc słyszał głośny ryk lwów. Kiedy poszedł nad rzekę w środę rano, jego oczom ukazał się widok setek martwych bawołów. Jak dodał, noc we wtorek była bardzo pochmurna, więc podejrzewa, że bawoły mogły słabo widzieć.
Właściciel hotelu powiedział, że nigdy nie słyszał o śmierci bawołów na taką skalę. Największa dotyczyła około 50 zwierząt.