Deszcz, śnieg, brak słońca i niska temperatura - te czynniki mają związek z ilością spożywanego alkoholu, co wykazali naukowcy z Uniwersytetu w Pittsburgha. Zwiększenie częstotliwości i ilości pitego alkoholu ma związek z dwoma mitami - że napoje alkoholowe rozgrzewają i poprawiają nastrój.
W rejonach świata, w których jest ciemno i zimno, ludzie sięgają po alkohol częściej i piją go w większych ilościach niż ci, którzy żyją w ciepłych i słonecznych regionach. Naukowcy z Wydziału Medycyny Uniwersytetu w Pittsburghu z zakładu Gastroenterologii, Hepatologii i Żywienia wykazali, że największe tendencje do popadania w alkoholizm mają mieszkańcy stref klimatu polarnego i kontynentalnego szerokości umiarkowanych.
- To jest coś, nad czym ludzie zastanawiali się od dekad, jednak nikt tego nie udowodnił naukowo. Dlaczego Rosjanie tyle piją? A mieszkańcy Wisconsin? Wszyscy zakładają, że to z powodu zimna - powiedział główny autor badań Ramon Bataller, profesor medycyny na Uniwersytecie w Pittsburghu, zastępca dyrektora Centrum Badań nad Wątrobą w Pittsburghu. - Nie mogliśmy znaleźć żadnych badań wiążących klimat ze spożyciem napojów alkoholowych i marskością wątroby. To pierwsze badania, które pokazują, że na całym świecie w chłodniejszych regionach, gdzie jest mniej słońca, jest więcej pijących alkohol i więcej chorujących na marskość wątroby - zaznaczył.
Dane ze 193 krajów
Do takich wniosków doszli naukowcy porównując dane Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) oraz Światowej Organizacji Meteorologicznej (WMO) ze 193 państw. Wyniki opublikowano w magazynie "Hepatology".
Tam, gdzie jest mało słońca, a temperatura często spada poniżej zera stopni, picie alkoholu ma związek z dwoma mitami - że alkohol rozgrzewa i poprawia humor.
W przypadku tego pierwszego w pierwszych chwilach po spożyciu napoju alkoholowego rozszerzają się naczynia krwionośne, co powoduje odczucie ciepła. To dotyczy jednak tylko niewielkiej ilości alkoholu. Podobnie w przypadku poprawy nastroju. Na dłuższą metę alkohol może prowadzić do depresji alkoholowej.
Lekarze alarmują - rocznie przez alkohol umierają średnio trzy miliony osób.
Zobacz materiał dotyczący badań
Różne powody picia alkoholu
Jak tłumaczyła we "Wstajesz i weekend" psycholożka Maria Rotkiel, regulowanie emocji za pomocą alkoholu to pierwszy krok w stronę uzależnienia. - Jak patrzymy na rozwój uzależnienia i analizujemy ten mechanizm, to specjaliści często mówią o takich czterech fazach. Ta pierwsza, tak zwana faza wstępna, właśnie tym się charakteryzuje, że pijemy po to, żeby poprawić sobie nastrój albo […] regulować ten nastrój - tłumaczyła. Czasami pijemy po to, żeby się uspokoić, a czasami po to, aby dodać sobie odwagi i się pobudzić.
Nie można jednak zakładać, że przez picie "na lepszy nastrój" od razu zapadniemy na chorobę alkoholową. Żeby się ona rozwinęła, musi się nałożyć wiele różnych czynników. Problem pojawia się wtedy, kiedy alkohol stawiamy w pierwszej kolejności, odsuwając od siebie inne możliwości.
- Czyli jeżeli chcę sobie poprawić nastrój, to zaczynam tylko i wyłącznie, czy głównie sięgać po alkohol. To, co kiedyś robiłam, różne moje sposoby, które były skuteczne, zaczynam odsuwać. I tu jest różnica pomiędzy osobami, które piją okazjonalnie [...], a tymi, które mają te predyspozycje - zaznaczyła Rotkiel.
Krótkotrwała poprawa nastroju
Alkohol stymuluje układ nagrody w naszym mózgu. - Powoduje, że wydzielają się neuroprzekaźniki w większej ilości, niż nam się normalnie wydzielają, między innymi takie jak dopamina i serotonina, odpowiedzialne za to uczucie przyjemności - mówiła Rotkiel.
- To jest dokładnie jak z tym mitem, że alkohol rozgrzewa. Na chwilkę tak, potem jest jeszcze zimniej. Podobnie z nastrojem. Alkohol na chwilę, na krótko poprawia nastrój, bo mamy ten wyrzut dopaminy, serotoniny - tłumaczyła psycholożka. Dodała, że kojarzymy spożycie alkoholu z przyjemnością. W końcu nastrój się pogarsza i możemy popaść w depresję. - Mamy poziom wyjściowy, mamy poziom wyższy, czyli się czujemy fajnie, mamy skojarzenie z przyjemnością, ale później wracamy do poziomu niższego, czyli będziemy się czuli coraz gorzej - mówiła.
Zaznaczyła, że osoby nadużywające alkoholu często mają uczucie pogorszenia nastroju. Wciąż pozostaje jednak skojarzenie z działaniem ośrodka nagrody, że po spożyciu chociaż przez chwilę będziemy czuli się lepiej.
- Każda sytuacja, kiedy alkohol jest dla nas jedynym, głównym sposobem na zaspokojenie ważnej potrzeby, jest alarmująca. Bo te potrzeby są różne. To może być przyjemność, ale to też jest sposób na stres, żeby się zrelaksować. Więc każda sytuacja, kiedy mamy takie skojarzenie i taką potrzebę, taki imperatyw i odruch, żeby sięgnąć po alkohol, żeby sobie pomóc, jest już bardzo niepokojące i to jest ta pierwsza faza, która prowadzi już do rozwoju choroby alkoholowej - podkreśliła Rotkiel.
Konieczna reakcja
Psycholożka tłumaczyła, że popadanie w uzależnienie zależy od wielu czynników. Nakładają się tutaj między innymi czynniki genetyczne, fizjologiczne - jak na przykład układ nerwowy - ale też społeczny. Wiele zależy od tego, w jakim towarzystwie żyjemy. Czy są to ludzie, którzy odwodzą od spożywania napojów alkoholowych, czy tacy, którzy do tego zachęcają.
Ważne jest, żeby reagować, kiedy widzimy, że ktoś bliski może mieć problem - często sięga po alkohol w różnych sytuacjach. - To jest ważne żebyśmy widząc, że ktoś bliski ma ten problem, też potrafili powiedzieć: słuchaj, wyjdźmy na spacer, zaprośmy znajomych, ale nie pijmy alkoholu, chodźmy do kina, obejrzyjmy dobry film, ale nie musimy dzień w dzień pić tej przysłowiowej lampki wina - podkreśliła Rotkiel.
Kluczową kwestia pozostaje jednak sama postawa osoby chorej, która sama powinna zwrócić się do kogoś o pomoc. - Choroba alkoholowa to jest tak zwana choroba zaprzeczeń, więc to zwracanie się o pomoc bardzo często jest w tym momencie, kiedy już dotkliwie odczuwamy konsekwencje swojego picia - przyznała psycholożka.
Posłuchaj całej rozmowy z Marią Rotkiel:
Autor: ao/map / Źródło: tvn24, eurekalert.org
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock, TVN24