Amerykański Senat zatwierdził Antony'ego Blinkena na stanowisku sekretarza stanu, czyli szefa resortu spraw zagranicznych. Blinken jest weteranem dyplomacji i bliskim współpracownikiem Joe Bidena. W przeszłości pełnił funkcję zastępcy sekretarza stanu w gabinecie Baracka Obamy.
Trwa kompletowanie gabinetu Joe Bidena. Demokrata chce, aby w jego gabinecie znalazło się 12 kobiet i 13 przedstawicieli mniejszości etnicznych. Jeżeli wszyscy nominowani członkowie rządu uzyskają zgodę Senatu, będzie to najbardziej różnorodna administracja w historii Stanów Zjednoczonych.
We wtorek Senat zaakceptował Antony'ego Blinkena na stanowisko szefa amerykańskiej dyplomacji. Za objęciem przez niego stanowiska szefa resortu dyplomacji głosowało 78 senatorów, przeciw było 22, co oznacza, że poparli go nie tylko demokraci.
Blinken pełnił w administracji Baracka Obamy funkcje między innymi doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego (wówczas) wiceprezydenta Bidena oraz zastępcy sekretarza stanu.
Chiny największym wyzwaniem
Podczas przesłuchania w Senacie 19 stycznia Blinken deklarował, że amerykańska polityka zagraniczna potrzebuje i pokory i pewności siebie. Pokory - wyjaśniał - "ponieważ mamy wiele pracy do wykonania w domu, aby wzmocnić naszą pozycję za granicą", a pewność siebie, bo "będziemy równocześnie działać z przekonaniem, że Ameryka w najlepszym wydaniu wciąż ma największe możliwości mobilizowania innych do czynienia dobra".
Ocenił, że spośród wszystkich państw świata największe wyzwanie dla Stanów Zjednoczonych stanowią Chiny. Pytany, czy Pekin "wprowadzał świat w błąd" w kwestii epidemii COVID-19, nie wahał się przed twierdzącą odpowiedzią.
Blinken zobowiązał się do utrzymania amerykańskiej ambasady w Izraelu w Jerozolimie. Przeniesienie tej placówki z Tel-Awiwu było jednym z bardziej kontrowersyjnych kroków Donalda Trumpa w polityce zagranicznej.
Chociaż uznał, że umowa nuklearna z Iranem "odniosła sukces" i uniemożliwiła Teheranowi zdobycie dostępu do bomby atomowej, to zastrzegł, że o powrót USA do porozumienia będzie ciężko. Między innymi ze względu na weryfikacje obietnic składanych przez władze w Teheranie.
Były zastępca sekretarza stanu z czasów Obamy powiedział także w Senacie, że podziela zdanie Kongresu, iż Nord Stream 2 jest szkodliwym projektem.
"Dyplomata dyplomatów"
Urodzony w Nowym Jorku 58-latek ma opinię wytrawnego mówcy, jest absolwentem Uniwersytetu Harvarda, przez lata pracował na Kapitolu. Jako nastolatek mieszkał we Francji. Opowiada się za bliskimi relacjami transatlantyckimi, w tym Berlinem i Paryżem, oraz podkreśla znaczenie multilateralizmu i wartości w polityce zagranicznej. Określany jest jako przeciwnik polityki America First byłego prezydenta Donalda Trumpa.
Blinken często w publicznych wystąpieniach opisuje historię swojej rodziny, opowiadając, jak jego dziadek Maurice Blinken znalazł schronienie w Ameryce po ucieczce z pogromów w Rosji, a jego urodzony w Białymstoku ojczym Samuel Pisar ocalał z Holokaustu i został uratowany przez czarnoskórego amerykańskiego żołnierza. Upadając przed nim na kolana, Pisar wypowiedział jedyne słowa, które znał po angielsku, a których nauczyła go jego matka: "Panie Boże, pobłogosław Amerykę".
Ludzie z otoczenia Blinkena nazywają go "dyplomatą dyplomatów" i uznają za osobę o powściągliwym sposobie bycia, która jest dobrze zorientowana w arkanach i pułapkach polityki zagranicznej.
W trakcie swojej kariery dyplomaty Blinken opowiadał się za zaangażowaniem USA w konflikt w Syrii, wspierał interwencję państw NATO w Libii w 2011 roku oraz amerykański atak na Irak Saddama Husajna w 2003 roku. Mówił wtedy, że "siła może być niezbędnym uzupełnieniem skutecznej dyplomacji", a decyzję Obamy o zabiciu Osamy bin Ladena nazwał "najodważniejszą (decyzją) podjętą przez przywódcę, jaką widział". Mimo że w 2015 roku był zwolennikiem interwencji zbrojnej Arabii Saudyjskiej w Jemenie, obecnie opowiada się za rewizją relacji na linii Waszyngton-Rijad.
W roku wyborczym Blinken sprzeciwiał się decyzji Donalda Trumpa o wycofaniu części amerykańskich oddziałów z Niemiec, nazywając ją "głupią i godną pożałowania" oraz oceniając, że "osłabi ona NATO, pomoże (prezydentowi Rosji - red.) Władimirowi Putinowi oraz zaszkodzi Niemcom", których nazywał wtedy "najważniejszym sojusznikiem w Europie".
W październikowym oświadczeniu Blinken zapewnił, że Biden "jest całkowicie oddany wzmocnieniu bezpieczeństwa sojuszników NATO, w tym Polski". W kontekście przyszłych relacji nowej amerykańskiej administracji z Warszawą oświadczył, że "z zadowoleniem przyjmuje możliwość szczerej dyskusji o znaczeniu naszych demokratycznych zobowiązań".
Skrytykował także Trumpa za "odmowę wypowiedzenia się przeciwko brutalnym represjom wobec demokratycznych demonstrantów na Białorusi".
Źródło: Reuters, tvn24.pl, PAP