Kierował mąż, żona siedziała obok. Ich auto z niewyjaśnionych przyczyn roztrzaskało się na drzewie. 27-latek nie przeżył tragicznego wypadku. Jego żona nie dała rady sama wyjść z samochodu, czekała przy partnerze do samego rana. Pomoc wezwał dopiero mężczyzna, który w niedzielę o świcie wybrał się na grzyby.
Tragiczny wypadek, jak wynika ze wstępnych ustaleń policji, miał miejsce w sobotę późnym wieczorem, na trasie Bytnica-Głębokie, niedaleko Krosna Odrzańskiego.
Droga, z której wypadł samochód, jest na tyle rzadko uczęszczana, że przez kilka godzin nikt nie miał pojęcia o rozbitym aucie.
- Samochód zauważył dopiero grzybiarz, około godziny 7:40 w niedzielę. Od razu powiadomił służby - mówi Justyna Kulka, rzeczniczka policji w Krośnie Odrzańskim.
"To cud, że przeżyła"
Kilka minut po zgłoszeniu mężczyzny na miejscu pojawiły się zastępy straży pożarnej. - W zmasakrowanym pojeździe uwięzione były dwie osoby: jedna przytomna, jedna bez oznak życia - informują strażacy z Ochotniczej Straży Pożarnej w Bytnicy.
Z ustaleń policji wiadomo, że autem podróżowała para, młode małżeństwo: 26-letnia kobieta i jej 27-letni mąż. To on kierował.
Po przybyciu na miejsce strażacy podjęli próbę wyciągnięcia kobiety, która przez całą noc siedziała zakleszczona obok partnera. Udało się po około 40 minutach.
Kobieta nie była w stanie sama wezwać pomocy.
- Była przytomna, ale miała wiele obrażeń. To prawdziwy cud, że przeżyła, bo miejsce pasażera było całkowicie zniszczone. Dwa drzewa wbiły się aż do miejsca, w którym jest hamulec ręczny - mówi nam strażak, który uczestniczył w akcji.
Kobietę przetransportowano śmigłowcem do szpitala w Zielonej Górze. 27-latka nie udało się uratować, zginął na miejscu.
Okoliczności wypadku badają policja i prokuratura.
Autor: ww/pm / Źródło: TVN 24
Źródło zdjęcia głównego: OSP w Bytnicy