Cztery godziny trwały zeznania brata jednego z pilotów CASY, Andrzeja Smyczyńskiego, przed poznańską prokuraturą. Mężczyzna twierdzi, że grożono mu śmiercią, bo na własną rękę próbował zbadać przyczyny katastrofy samolotu sprzed roku. Teraz sprawie przyjrzy się nowy zespół biegłych.
Poznańscy śledczy wezwali Smyczyńskiego by wyjaśnić, czy rzeczywiście mężczyźnie grożono. Najwyraźniej jego zeznania zostały uznane za wiarygodne, bo zaproponowano mu ochronę. Smyczyński jeszcze nie zdecydował, czy ją przyjmie, choć, jak przyznał, obawia się o siebie i rodzinę.
Mężczyzna twierdzi, że groźby zaczęły się, kiedy rozpoczął prywatne śledztwo w sprawie katastrofy z 23 stycznia ubiegłego roku. Nie pogodził się z pierwszym raportem wojskowej komisji, według której zawiniła pogoda i błąd pilotów oraz kontrolera. Jego dochodzenie wywołało reakcję ze strony, jak mówi, wysłanników "wysoko postawionych panów w mundurach".
"Zostaw sprawę gnoju"
- Podjechał samochód i wysiadło z niego dwóch mężczyzn. Jeden z nich podszedł i powiedział - cytuję, bo zapamiętam go do końca życia - zostaw sprawę gnoju, sprawę Mirosławca, jesteś na to za cienki. Wiemy, co robisz, gdzie chodzisz, z kim rozmawiasz, o czym rozmawiasz. Jest to na razie prośba od wysoko postawionych panów w mundurach. Jeśli nie, to twoja matka będzie opłakiwała drugiego syna - relacjonował Smyczyński.
Prokuratura po roku wraca do sprawy CASY. Specjalny zespół zbada przyczyny katastrofy niezależnie od komisji Ministerstwa Obrony Narodowej. Będzie pracować w oparciu o dowody, które zostały zgromadzone w czasie rocznego śledztwa. Biegli mają zweryfikować materiał dowodowy, w tym przypadku także raport komisji.
Samolot miał usterki?
Nieoficjalnie wiadomo bowiem, że raport MON zawiera załączniki, z których wynika m.in., że samolot miał wady techniczne, które ujawniły się podczas podchodzenia do lądowania (chodzi o usterki systemu, który ostrzega przed oblodzeniem samolotu i elektryki).
Nie wiadomo, kto wejdzie w skład zespołu, ale nie będą to te same osoby, które tworzyły komisję resortu obrony narodowej. Wiadomo natomiast, że śledztwo zostało przedłużone do 24 kwietnia. Do prokuratury zgłosił się też świadek z kręgów wojskowych, który rzuca nowe światło na sprawę katastrofy. Śledczy nie ujawniają jednak szczegółów.
Tajne załączniki
O tym, że raport MON z katastrofy CASY zawiera załączniki, które nie zostały upublicznione, poinformowała TVN Warszawa. Dziennikarze dotarli jednak do tych materiałów. Wynika z nich, że zarówno załoga, jak i kontrolerzy lotów działali bezbłędnie, za to urządzenia w samolocie aż dziewięciokrotnie sygnalizowały awarię. Włączała się sygnalizacja wskazująca na awarię instalacji przeciwoblodzeniowej. Zawodziła też instalacja elektryczna. Wiadomo, że problemy techniczne samolot miał już podczas wcześniejszych lotów.
Źródło: TVN24, "Przegląd Sportowy"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24