Lekarze zgodnie przyznają - gdyby nie ona, jej mąż nie wybudziłby się ze śpiączki. Pani Gertruda Grzebska przez 19 lat opiekowała się pozbawionym kontaktu z otoczeniem mężem. Największą nagrodę - zdrowie męża - otrzymała już prawie rok temu. Teraz za lata poświęceń od prezydenta dostała Złoty Krzyż Zasługi.
"Ofiarne niesienie pomocy i opieka nad chorym" - to uzasadnienie przyznanego pani Gertrudzie odznaczenia. Razem z nią za "podjęcie skutecznej rehabilitacji" Złotym Krzyżem uhonorowany został rehabilitant pana Jana Grzebskiego Wojciech Pstrągowski.
Odznaczenia nadał im prezydent Lech Kaczyński. W czwartek oboje odebrali Złote Krzyże z rąk wojewody warmińsko-mazurskiego podczas uroczystości na zamku w Działdowie.
- Dochowała pani w sposób idealny przysięgi małżeńskiej, gdzie dwoje ludzi chce być ze sobą w zdrowiu i chorobie, w chwilach dobrych i gorszych. (...) Odznacza się pani charyzmą i niezłomnością, bo podjęła pani trud, by przez lata opiekować się chorym mężem - mówił wręczając odznaczenie wojewoda Marian Podziewski.
"Każdy mówił: nie da się go wyleczyć i ręce rozkładał"
- Każdy mówił: nie da się go wyleczyć i ręce rozkładał. Nie było pomocy, bo jaka ona mogła być - po latach wspomina początki choroby męża pani Gertruda. Odbierając odznaczenie, pytana o najgorsze momenty, przyznaje: - Najtrudniejsza to była ta chwila, gdy przywiozłam męża na noszach do domu i gdy położyłam go na wersalce. To była chwila, którą ciężko opowiedzieć. Jak można było powiedzieć dzieciom, że ich ojciec umiera... To było okropne.
19 lat poświęceń i nadziei
O pani Gertrudzie Grzebskiej blisko rok temu usłyszał cały świat. Ale jej historia to aż 19 lat poświęceń. Jan Grzebski pracował na kolei. W 1988 roku w trakcie podczepiania wagonów doznał silnego urazu głowy. Nieprzytomny trafił do szpitala. Przy okazji badań ujawniły się również zmiany nowotworowe mózgu.
Mężczyzna został sparaliżowany. Nie chodził, nie mówił, zaczął tracić wzrok. Nadziei nie straciła wtedy tylko żona. - Nie chciałam wierzyć w to, co powiedzieli mi lekarze, że mąż już na zawsze będzie sparaliżowany - wspomina. - Wędrowałam wraz z nim od szpitala do szpitala. Wszędzie mówiono mi, że on już długo nie pożyje i że w konsekwencji to pewnie będzie dla niego i lepsze. Nie traciłam wiary - mówi.
Życie pani Gertrudy zmieniło się w 2006 roku. Latem pan Jan zaczął - jak wspomina - tak się zachowywać, jakby chciał coś powiedzieć. - Miałam wrażenie, że usiłuje mówić. Znajoma pielęgniarka doradziła mi abym skonsultowała to z lekarzem - opowiada Grzebska.
Wiosną następnego roku mężczyzna trafił na oddział paliatywny w Działdowie. Ordynator był zdania, że można spróbować skierować go na rehabilitację. Tak trafił do rehabilitanta Wojciecha Pstrągowskiego. - I zdarzył się cud - mówi żona.
- Po zapoznaniu się z przebiegiem choroby pacjenta i wiedząc, że próbował się porozumiewać, uznałem, że być może ten człowiek ma szansę powrócić do normalnego życia, do funkcjonowania w społeczeństwie - mówi Wojciech Pstrągowski.
Teraz, po miesiącach stosowania najrozmaitszych metod rehabilitacji, jego pacjent stawia pierwsze kroki.
Śpiączka czy afazja?
Po pojawieniu sie w mediach informacji o wybudzeniu Grzebskiego dr Joanna Hensel, dyrektor szpitala w Działdowie, gdzie leczony był pan Jan, zaprzeczyła, że był on w śpiączce. Stwierdziła wówczas, że zarówno neurolog, jak i anestezjolog ze szpitala w Działdowie, zgodnie uważali, iż "przynajmniej od 1990 roku nie było żadnego kryterium, które świadczyłoby o tym, że Jan Grzebski był w stanie śpiączki". Przede wszystkim - jak tłumaczyła - dlatego, że słyszał i rozumiał, co się do niego mówi.
Jak twierdziła Hensel zdaniem specjalistów, można tu mówić o afazji, czyli zaburzeniach mowy i artykulacji, ale absolutnie nie o śpiączce. Dodała, że potwierdza to dokumentacja medyczna pacjenta.
Lekarze nie są jednak zgodni co do takiej diagnozy. Zdaniem dr hab. Wojciecha Hagnera, kierownika kliniki rehabilitacyjnej bydgoskiego szpitala uniwersyteckiego, Grzebski zapadł w tak zwany zespół zamknięcia, nazwany inaczej śpiączką typu alfa, która nie jest śpiączką mózgową. Dokumentację medyczną pacjenta zainteresowała się też prokuratura, bowiem wpisy o licznych wizytach u pacjenta różniły się od relacji jego żony na temat zainteresowania nim lekarzy.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24