Dzisiaj Unia Europejska z całą pewnością jest w bardzo trudnym położeniu. Są problemy w strefie euro, mamy wspólne problemy z imigracją. To są historycznie najtrudniejsze czasy Unii Europejskiej - ocenił w programie "Horyzont" sekretarz stanu w MSZ ds. europejskich Konrad Szymański.
- Z całą pewnością Warszawa nie będzie przyglądać się bezczynnie kłopotom UE. Udowodniliśmy to zupełnie wyraźnie. Warszawa i Polska była niezbędnym i bardzo konstruktywnym partnerem w negocjowaniu porozumienia z Londynem (ws. warunków członkostwa Wielkiej Brytanii w UE - red.) - powiedział Konrad Szymański.
Wiceminister spraw zagranicznych odpierał zarzuty opozycji, że rząd Prawa i Sprawiedliwości dąży do wyprowadzenia Polski z UE. - Mnie w jakiś sposób sprawia satysfakcję fakt, że opozycja - próbując z nami polemizować - sięga po tak kosmiczne argumenty. To pośrednio oznacza, że nie jest w stanie postawić żadnego zarzutu tej realnej polityce europejskiej rządu i dlatego stawia dość kosmiczne tezy i dzielnie z nimi zmaga - powiedział.
- Dzisiaj Unia Europejska z całą pewnością jest w bardzo trudnym położeniu. Są problemy w strefie euro, mamy wspólne problemy z imigracją. To są historycznie najtrudniejsze czasy Unii Europejskiej. Pytanie, jak na to reagujemy - mówił.
Według Szymańskiego Polska w realnych wymiarach polityki europejskiej pokazuje, że jest nastawiona na konstruktywny dialog i na poszukiwanie wspólnych rozwiązań europejskich. Wskazał jako przykłady udział w negocjowaniu porozumień z Wielką Brytanią i Turcją.
- Gdyby Warszawa zachowywała się w sposób obojętny, pasywny to tych porozumień by nie było. Jeśli te porozumienia przyniosą skutek to będzie to wspólny sukces nie tylko Brukseli, Berlina, Paryża, ale także Warszawy - stwierdził.
Polska oddala się od UE?
- Natomiast prawdą jest, że miejscami akcja powoduje reakcję. Jeżeli na samym początku rządów mamy całą serię dość daleko posuniętych, dość nieuporządkowanych, na wpół otwartych listów, opinii ze strony brukselskiej to nie można się dziwić, że w Warszawie wszyscy będziemy udawali, że wszystko jest w porządku. Bardzo wiele rzeczy nie było w porządku. To spowodowało reakcję, która czasami była reakcją emocjonalną, mocniejszą. Parlament zawsze może pozwolić sobie na więcej. On powinien sobie pozwalać na więcej, bo on ma reagować w sposób wiarygodny, bo reprezentuje opinię publiczną. W opinii publicznej w Polsce jest uzasadniony niepokój wobec tego w jaki sposób Bruksela reaguje na nowy polski rządu - komentował Szymański.
Szymański zaznaczył, że przyjęta przez Parlament Europejski krytyczna wobec Polski rezolucja niczego nowego nie wniosła do rozwiązania sporu wokół TK. - To są opinie, które znamy. Parlament czy komisarze Komisji Europejskiej uznają, że powinno wychodzić się z tego kryzysu taką właśnie ścieżką. Mamy odrobinę inne zdanie co do niektórych zarzutów, które tam padają. To zdanie nie jest motywowane politycznie, ale prawnie. Mamy wątpliwości czy można tak łatwo uznać chociażby, że zasada konstytucyjności uchwalanych ustaw może nie obowiązywać tylko ze względu na to, iż prezes TK uznał, że w tym wypadku nie będzie obowiązywała - tłumaczył.
"To jest konflikt, który nie jest tak dramatyczny jak był na początku"
- To jest konflikt, który nie jest tak dramatyczny jak był na początku, myślę, że nasza dyskusja w UE się uporządkowała. Nie przynosi już takich skutków ubocznych jak na początku. Myślę, że znajdziemy rozwiązanie. Pamiętajmy, że stroną tego konfliktu nie jest Komisja Europejska czy też Parlament Europejski. One wyrażają swoje opinie, my ich słuchamy. Natomiast stroną konfliktu w Polsce jest większość parlamentarna i opozycja. Na osobach, które stanowią przywództwo polityczne tych dwóch stron konfliktu leży niezbywalna odpowiedzialność za wyjście z tego konfliktu. Te opinie niewiele zmieniają i niewiele pomagają - stwierdził Szymański.
Premier Beata Szydło oceniła, że rezolucja Parlamentu Europejskiego jest skierowana przeciwko państwu polskiemu. Szymański stwierdził, że to reakcja na postawę PE, który miał "przemilczeć niektóre aspekty tej sprawy".
- Komisja Wenecka zwracała uwagę na tło polityczne tej sprawy. Tło polityczne sięga do czerwca poprzedniego roku kiedy ówczesna większość parlamentarna poczyniła pewne kroki całkowicie niekonstytucyjne. Taki brak (informacji w rezolucji - red.) razi i uprawnia do powiedzenia, że to wybiórcze traktowanie dosyć oczywistych faktów związanych z rozwojem tej kryzysowej sytuacji - ocenił.
- Wbrew temu, co usłyszeliśmy ze strony Komisji Europejskiej, która doceniła gotowość do podjęcia dialogu politycznego, PE uznał za stosowne to przemilczeć. Można uznać, że Parlament Europejski dobiera sobie opinie, jak mu wygodnie. Wtedy powstaje pytanie, jaka jest prawdziwa intencja - czy chodzi o wyjście z kryzysu czy też - wskazać kogoś palcem dla własnej politycznej wygody. To musi powodować odpowiednio twardsze reakcje, żeby przywództwo PE zrozumiało, że my nie mamy zamiaru wysłuchiwać pasywnie każdej opinii w tej sprawie - podkreślił wiceszef polskiej dyplomacji.
Autor: kło//rzw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24