Uścisk dłoni prezesa i apel, by nie narosła między nimi wrogość - tak wyglądały ostatnie chwile "ziobrystów" w Prawie i Sprawiedliwości. - To jest smutny temat - mówił w "Rozmowie bardzo politycznej" jeden z wyrzuconych - Tadeusz Cymański. Jego pełnomocniczka, która towarzyszyła mu podczas przesłuchań przed rzecznikiem dyscypliny Marzena Wróbel zapowiadała: Zrobię wszystko, żeby wygrali w procesie odwoławczym.
- To było bardzo smutne - mówił Cymański o momencie usunięcia ich z partii. - Rzecznik [dyscypliny Karol Karski - red.] przedstawił wnioski. One były bardzo dużym zaskoczeniem, bo rozmawialiśmy półtorej godziny (…). Pewien kontrast pomiędzy przebiegiem przesłuchania, a konkluzją był dla mnie uderzający.
Polityk nie chciał dokładnie opisywać momentu rozstania. Zdradził jedynie, że Kaczyński uścisnął ich dłonie. - Prezes bardzo ładnie zaapelował, żeby miedzy nami nie zrodziła się wrogość – dodał.
Po tylu latach...
Cymański mówił, że przed ostateczną decyzją Komitetu Politycznego liczył się z sankcją, nawet surową, ale bardzo go zaskoczyło, że po tylu latach w PiS-ie zastosowano tę najsurowszą. - Nie żałuję tych lat. Dziwnie się czuję – może najwięcej jest we mnie zdziwienia i zaskoczenia - powiedział.
Dodał, że nie ma poczucia, że zasłużył na taką karę. – Mam problem, jak dziennikarze pytają "za co?" - zaznaczył.
Prezes nie zaskoczył
Pytany o to, czy postawa Kaczyńskiego go zaskoczyła, stwierdził: "I tak, i nie". Jak mówił, powszechnie znany jest fakt, że prezes niechętnie przyjmował działania odbiegające od linii partii.
W jego ocenie, Kaczyński nie skorzystał z szansy demokratyzacji - zmiany statutu, o którą apelowali będąc jeszcze w PiS-ie. Jak przekonywał, nie podkopało by to pozycji prezesa, bowiem wynika ona nie ze statutu partii, ale z autorytetu Kaczyńskiego.
Z nadzieją
Natomiast Marzena Wróbel, która podczas piątkowych przesłuchań "ziobrystów" przed rzecznikiem dyscypliny występowała w roli pełnomocnika Cymańskiego, wciąż nie traci nadziei na to, że Ziobro, Kurski i Cymański jednak zostaną w partii. - Wszyscy moi koledzy, którzy zostali dzisiaj wykluczeni zapowiadają, że będą się odwoływać, a to znaczy, że chcą pozostać w Prawie i Sprawiedliwości (…) Zrobię wszystko, żeby wygrali w tym procesie odwoławczym - deklarowała.
O swojej przyszłości - o tym, czy zostanie, czy odejdzie z PiS-u - nie chciała mówić. - Ja się opowiedziałam nie za rebelią, ale za moimi kolegami. To są osoby, które bardzo szanuję - podkreślała. I dodała: - Co ze mną będzie, to będzie. Natomiast nie darowałabym sobie, gdybym dzisiaj nie opowiedziała się po stronie mojego kolegi.
Przekonywała również, że PiS jest partią, w której często dochodzi do "szczerych i bardzo twardych" dyskusji. Jej zdaniem, w najbliższym czasie przyjdzie na nie czas na forum klubu parlamentarnego PiS, który będzie musiał odnieść się do decyzji o usunięciu "ziobrystów". Dyskusja ma się też zrodzić wewnątrz Komitetu Politycznego, który w piątek wieczorem przeważającą większością głosów zadecydował o usunięciu zbuntowanych europosłów. - Jestem przekonana, że moment refleksji przyjdzie i władze statutowe przemyślą sobie to, co się dzisiaj stało - mówiła.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24