Z ponad 8 tysięcy list do głosowania w niedzielnych wyborach prezydenckich na Ukrainie bezprawnie wykreślono jednego z kandydatów na prezydenta, byłego ministra obrony Anatolija Hrycenkę. - To prowokacja - ogłosił kandydat, który mimo niskiego poparcia walczy dalej.
Na listach w siedmiu lokalach wyborczych w obwodzie sumskim na wschodzie kraju na nazwisku Hrycenki członkowie komisji postawili pieczątki z napisem "zrezygnował". Hrycenko oświadczył, że incydenty te są prowokacją. Poinformował jednocześnie w rozesłanych prasie komunikatach, że nadal kandyduje w tych wyborach.
Ołeksandr Czernenko, szef społecznego Komitetu Wyborców Ukrainy, przypuszcza, że wydarzenia w obwodzie sumskim mogą być prowokacją. - Hrycenko ma tak niskie poparcie, że nawet nie wiem, jak to skomentować. Możliwe, że jest to prowokacja, która ma podsycać ogólną nerwowość związaną z wyborami prezydenta - powiedział.
Próba zerwania wyborów?
Zarówno sztaby kandydatów na nowego szefa państwa, jak i media twierdziły wcześniej, że na Ukrainie może dojść do prób zerwania wyborów. Mają dążyć do tego kandydaci, którzy oczekują, że w niedzielnym głosowaniu spotka ich porażka.
W wyborach prezydenta Ukrainy startuje 18 osób. Zgodnie z sondażami bój o pierwsze miejsce stoczą lider prorosyjskiej Partii Regionów Wiktor Janukowycz i premier Julia Tymoszenko. Wśród kandydatów jest także obecny prezydent Wiktor Juszczenko, który ubiega się o pozostanie na drugą kadencję, nie zważając na niskie poparcie.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA