Przez prawie dziesięć godzin strażacy walczyli z ogniem na stacji benzynowej w Kątach Wrocławskich. Palił się podziemny zbiornik z propanem-butanem, w którym było ponad 6 tysięcy litrów gazu. Z uwagi na niebezpieczeństwo ewakuowano ponad 200 osób w promieniu 1 km wokół stacji.
Początkowo płomień ognia wydobywający się z zaworu zbiornika sięgał 10 metrów. Później sukcesywnie malał, aż do całkowitego wypalenia się gazu. - Zbiornik z gazem został ugaszony - poinformował prasowy Państwowej Straży Pożarnej we Wrocławiu Krzysztof Gielsa. Obecnie trwa uszczelnianie zaworów. - Pomiary wykazały, że stężenie gazu jest już nieznaczne, nie ma zagrożenia wybuchem - powiedział Gielsa. Dodał, że ewakuacja mieszkańców wkrótce powinna się zakończyć.
Rozszczelnił się zawór
Wiadomo już, że przyczyną pożaru było rozszczelnienie zaworu. - Nie wiemy jednak jak doszło do zapłonu, wyjaśni to dochodzenie specjalistów - dodał rzecznik PSP we Wrocławiu.
Tymczasem rzecznik prasowy PKN Orlen - do którego należy stacja - Dawid Piekarz podkreślił, że na stacji były wszystkie możliwe zabezpieczenia. - Zbiornik podziemny, który się zapalił, w odróżnieniu od zbiorników naziemnych należy do najbezpieczniejszych - powiedział.
Dodał, że stacja we wrześniu przeszła wszystkie możliwe przeglądy. - Działa na niej system informacji elektronicznej, który w porę ostrzega załogę - wyjaśnił. Według Piekarza pracownicy zachowali się prawidłowo, natychmiast wyłączając prąd i informując służby o zagrożeniu.
Czekali, aż się wypali
Do wybuchu ognia doszło na jednej ze stacji na obrzeżach miasta tuż przed godziną 5. Kilkanaście minut później na miejscu pojawiły się pierwsze zastępy strażaków.
Ogień pojawił się w podziemnym zbiorniku z gazem typu propan-butan. - Akcja gaśnicza jest bardzo trudna. Strażacy nie mogli dostać się do zaworu, by odciąć dopływ gazu - relacjonował rano na antenie TVN24 rzecznik starży pożarnej Paweł Frątczak.
To spowodowało, że nie można było ugasić ognia, trzeba było poczekać, aż gaz się wypali. Działania polegały na schładzaniu objętego ogniem dystrybutora, by nie doszło do wybuchu. - Propan-butan będzie musiał się wypalić, a jako że zbiornik o pojemności 6600 litrów wypełniony był gazem w około 70 procentach, na pewno potrwa to kilka godzin. Akcja może potrwać nawet 10 godzin - przewidywał Frątczak.
Na miejscu, w bardzo trudnych warunkach, z ogniem walczyło 17 jednostek straży pożarnej.
Z ruchu wyłączona została stacja kolejowa w Kątach Wrocławskich, która znajduje się w pobliżu. Wyłączono z ruchu także pobliskie ulice.
Ewakuacja całej strefy
Z powodu grożącego niebezpieczeństwa strażacy ewakuowali ludzi z położonych w sąsiedztwie budynków. - Początkowo ewakuowano osiem rodzin, około 35 osób. Ale z uwagi na istniejące nadal zagrożenie podjęto decyzję o ewakuacji ludzi z kilometrowej strefy wokół płonącej stacji. Swoje mieszkania musiało opuścić ponad 200 osób - dodał Frątczak. Część ewakuowanych osób została umieszczona w jednej z pobliskich szkół.
- W tej chwili mam ponad 40 osób. Są to osoby głównie starsze, które wymagają jednak jeszcze pomocy medycznej, bo przyszli bardzo zestresowani. Obudziło ich pukanie do drzwi i polecenie ewakuacji - mówiła w rozmowie z TVN24 Lidia Rebs, dyrektor szkoły nr 1 w Kątach Wrocławskich.
Na miejscu oprócz strażaków i policji są jednostki ratownictwa chemicznego, a także czekające w pogotowiu ekipy ratownictwa medycznego.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24